sobota, 26 stycznia 2013

Domowe melodie

Domowe melodie to fenomen ostatnich miesięcy!
Nie znajdziecie ich w rozgłośniach radiowych, TV i na masowych spendach.
Poznałem ich dzięki nieocenionej poszukiwaczce sieciowych rzeczy niebanalnych - Sydonii, która pewnego razu udostępniła w necie ten kawałek.
To była miłość od pierwszego taktu.
Natentychmiast przesłuchałem wszystkie utwory jakie umieścili na YT, razem z Grażką i Zbyszkiem, a chwilę później zamówiłem ich płytę DIY (każda z inną kubkową plamą po kawie).
No i tak sobie na okrągło lecą melodie w domu.

Domowe melodie to trójka przyjaciół, którzy jak sama nazwa grupy sugeruje, plumkają swoje utwory w domowym zaciszu.
Śpiewa Juśka Chowaniak (przewodniczka stada), przygrywając sobie głównie na białym pianinie.
Chłopak z gitarą i bębenkami to Kuba Dykiert.
Kontrabas, harmoszka, śmieszne miny oraz nieopowiedziane kawały, czyli Staszek Czyżewski.
Właśnie wróciłem z ich koncertu w kultowym, bydgoskim klubie Mózg, gdzie towarzyszyła mi cudowna Choco, a planował pojawić się również Kimonek, którego niestety zmogła choroba.
Na żywo prezentują się jeszcze lepiej niż na płycie i w sieci!
Koncert był R-E-W-E-L-A-C-Y-J-N-Y!!!
Domownicy zagrali wszystkie utwory z płyty oraz jedną świeżynkę.
Choćbym chciał się do czegoś przyczepić, to nie mogę. No chyba, że poskarżę się na Panka, bo nie dość że przeszkadzał w trakcie koncertu (głośno fałszował oraz chodził wśród tłumów), to jeszcze wystraszył muzykantów po koncercie.
Jeżeli Drodzy Domownicy to czytają, chciałbym z całego psiego serduszka podziękować za moc niezapomnianych wrażeń, a także przeprosić za tego gbura, mojego Panka.

Do usłyszenia i zobaczenia w Toruniu.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Historyczny rechot

Odkąd sięgam pamięcią w miejscu uwiecznionym na tym zdjęciu, znajdował się okoliczny kurwidołek. Niewielką leśną dróżkę, odbiegającą od pobliskiej asfaltówki, upodobali sobie miłośnicy szybkich samochodowo-przyrodniczych numerków, dlatego teren obficie zdobiły ślady motoryzacyjnego ogumienia oraz zużyte ogumienie sprzętowe.
Pod koniec zeszłorocznego lata, robotnicy leśni przypadkowo odkryli masowy grób. Okazało się, że na początku II wojny, ci wredni faszyści ostrzelali uciekającą ludność, osłanianą przez Wojsko Polskie.
Zginęło kilkadziesiąt osób.
Po wielu latach, prawdopodobnie kolejnych kilkudziesięciu zostało tutaj poczętych.
Cykl życia i śmieci zatoczył pełen obrót.

Tymczasem kapliczka, w której była ta "śmieszna" figurka, stoi obecnie opustoszała.
Ogłoszenie przymocowane do deseczki przybitej na pobliskim drzewie wieści:
"Dnia 26.05.2012 r. trzej młodociani sprawcy wykradli figurkę z leśnej kapliczki i potłukli ją na ponad 100 kawałków. Ofiary na nową figurkę Matki Bożej można składać w biurze parafialnym."
Dla wzmocnienia przesłania, apel zaopatrzono stosownym zdjęciem bestialsko zmasakrowanej ofiary.
Gdybym był wandalem dokonałbym tych zniszczeń dużo wcześniej, dlatego apeluję do władz parafialnych, aby nie kupowała takiej samej szkarady! Już sama kapliczka jest wystarczająco obleśna, psując swym jestestwem tak śliczne okoliczności przyrody.

niedziela, 13 stycznia 2013

Bezdomna mozaika

Pędząc ostatnio korytarzami mojego szpitala, zauważyłem w holu głównym powyższą mozaikę.
Krótka notka wisząca obok obwieszcza iż azaliż:
"Stworzona została wspólnie z mieszkankami Schroniska dla Bezdomnych Kobiet i Matki z Dzieckiem w Bydgoszczy. Wykonana XVII-wieczną japońską techniką "raku". Autorką i realizatorką projektu jest Joanna Babińska. Projekt został zrealizowany w ramach stypendium artystycznego organizowanego przez Biuro Kultury Bydgoskiej."
Na jej widok zdałem sobie sprawę, że to już ponad rok minął, gdy w tragicznych okolicznościach z grona znajomych ubyła jedna Wspaniała Osoba, która ostatnie miesiące życia spędziła w podobnym schronisku.
Lubiłem ogrzewać się w cieple jaki roztaczała swoją wirtualną obecnością.
Czarodziejko, za każdym razem gdy słyszę tą fikuśną melodię, sporadycznie pamiętam o Tobie, a na widok mozaiki po policzku spłynęła symboliczna łza.
;-*

czwartek, 10 stycznia 2013

Kurczak ze śliwkami

Film wyświetlany tylko w kinach studyjnych, czyli trzeba się natrudzić żeby go zobaczyć.
Po pierwszym filmie duetu Vincent Paronnaud and Marjane Satrapi, apetyt został rozbudzony i niestety kurczak, nawet ze śliwkami nie zaspokoił tego głodu.
W przypadku "Persepolis" mieliśmy do czynienia z animacją, która dość wiernie przenosiła historię z kart noweli graficznej, na język filmu.
Wyszło genialnie.
Z aktorskim "Kurczakiem" wyszło gorzej.
Po pierwsze nie bardzo wiadomo czy to ma być komedia, a może dramat.
Po drugie zupełnie niepotrzebnie rozbudowano wątek niespełnionej miłości...
On kocha Ją, Ona Jego, a na drodze staje szara rzeczywistość, gdzie trzeba poświęcić coś, żeby zyskać coś, po drodze raniąc kogoś.
Kłaniają się licealne mądrości a la Coehlo.
Sorry Winnetou, ale real life jest o wiele bardziej skomplikowane.
Ładnie toto sfilmowane, niezła jest muzyka, tylko zamiany instrumentu z taru na skrzypce żal.