niedziela, 10 lutego 2013

Warszawa da się lubić

... szczególnie na odległość, z perspektywy dziczy.
Jeszcze lepiej jak się od niej odwrócić tyłem.
Wczoraj poszedłem na nowy film Smarzowskiego, w którym główną rolę obok gliniarzy gra stolica.
"Wesele" szczerze mnie rozbawiło.
Z "Domu złego" wyszedłem obrzucony błotem, gównem i obrzygany, a mimo tego czułem się oczyszczony.
"Róża" wywołała wzruszenie.
Na "Drogówce" siedziałem kompletnie... znudzony. Pierwszy raz reżyserowi powinęła się noga, dlatego że wcześniej zawiesił sobie wysoko poprzeczkę. To nie jest zły film! Po prostu na tle poprzednich jest słabszy. W porównaniu do innych polskich "dzieł" kinematografii i tak trzyma wysoki poziom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz