piątek, 1 maja 2020

Tam gdzie gniazdują zimorodki

W czasach szkolno-studenckich, gdy czasu wolnego było znacznie więcej, a trosk proporcjonalnie mniej, uwielbialiśmy z Pankiem wyprawy w nieznane. Najczęściej odbywało się to w ten sposób, że zerkaliśmy na mapę, szukając miejsc gdzie jeszcze nie byliśmy i w zależności, czy były one w zasięgu łap czy roweru, wyruszaliśmy w siną dal. Zazwyczaj dzięki temu odkrywaliśmy "magiczne" miejsca.
Nie inaczej było tym razem, gdy pod pretekstem ekspresowego wypadu na ofelionową fotkę, wyprawa wydłużyła się do trzygodzinnej jazdy po leśnych, piaszczystych drogach i bezdrożach.
W pewnym momencie dotarliśmy do wysokiej, nadwiślańskiej skarpy. Zostawiliśmy rower na samym szczycie i przez dzikie chaszcze poszliśmy nad brzeg rzeki.
Jest to miejsce, w którym PRAwisła, płynąca do tej pory w kierunku Berlina, postanowiła gwałtownie zawinąć swój nurt w kierunku Bałtyku. Ten fizycznogeograficzny mikroregion został nazwany Bramą Fordońską.
Taras zalewowy jest w tym miejscu podmywany przez nurt rzeczny, tworząc głębokie ploso, w którym lubią przebywać ławice ryb wszelakich.
Miejscówka idealna dla zimorodków. To takie malutkie, turkusowe ptaszyny, gniazdujące w wykopanych przez siebie norkach, będące mistrzami w łowieniu rybek, co obrazuje ich angielska nazwa Kingfisher.
Faktycznie na przestrzeni kilkunastu metrów zaobserwowałem aż trzy domostwa tych latających klejnotów.
 Wbrew wyobrażeniom są to bardzo przemyślane konstrukcje, których wybudowanie wymaga od zwierzęcia znacznego wysiłku. Jak napisał Marek Pióro:
Zimorodki to genialni architekci. Rzadko który drapieżnik ma szansę splądrować gniazdo tego gatunku, umieszczone na końcu nory wydrążonej w ziemi na skarpie. Utworzenie bezpiecznego gniazda zabiera parze zimorodków zwykle około dwóch tygodni i niewątpliwie kosztuje wiele trudu. Muszą one wydrążyć około 3-4 kilogramów podłoża, co dla ptaszków ważących przeciętnie około 30 gramów musi być ogromnym wysiłkiem. Roman Kucharski wyliczył, że w odniesieniu do człowieka ważącego 70 kilogramów, odpowiadałoby to przekopaniu sześciu ton ziemi!
 Oprócz tego w pobliżu norki znajduje się też poziomo wystający z ziemi badyl, będący najczęściej korzeniem drzewa rosnącego powyżej, które służy niczym średniowieczne, zamkowe gdanisko jako sraczyk, a przy okazji obserwatorium.

wtorek, 31 marca 2020

Źródło świętego Rocha w Topolnie

W dawnych czasach wzgórze znajdujące się nieopodal miejscowości Topolno oraz źródło bijące u jego podnóża było miejscem słowiańskiego kultu pogańskiego. Żeby zatrzeć jego wszelkie ślady, w XVI wieku ówczesny właściciel tutejszego majątku chorąży pomorski Samuel Konarski, ufundował na szczycie drewnianą kaplicę, co można było wnioskować z liter umieszczonych na chorągiewce nad wieżyczką - SKCP. Założono też tutaj cmentarz, na którym chowano zmarłych na różne choroby zakaźne, m.in. na cholerę.
Patronem został święty Roch, będący też opiekunem aptekarzy, lekarzy, ogrodników, rolników i szpitali oraz brukarzy i więźniów. Na ziemiach polskich czczony był przede wszystkim jako patron chroniący od zarazy, stąd zarówno wzgórze, jak i źródło stanowiły miejsce pielgrzymek ludności. Wierzono, że okolica znajduje się pod szczególną opieką świętego i dlatego modlitwy odmawiane w określonej intencji zawsze były skuteczne.
W XIX w. kaplica ulegała niszczeniu i wymagała odrestaurowania, jednak Niemcy nie zgodzili się na jej odbudowę. W miejscu gdzie stała kaplica, stoi obecnie metalowy krzyż. 
Źródło znajduje się w strefie krawędziowej Wysoczyzny Świeckiej i Doliny Dolnej Wisły. Jest to samoczynny, skoncentrowany i naturalny wypływ wody podziemnej na powierzchnię terenu. Źródło ma niszę o kształcie półkolistym, na którego dnie występuje piasek ze żwirem oraz miejscami zalega materia organiczna. Woda ze źródła wypływa w sposób punktowy i formuje strumyk odprowadzający wodę piaszczysto-żwirowym korytem. Powstały w ten sposób ciek, o szerokości około 20 cm, prowadzi swoje wody na odcinku kilkudziesięciu metrów, a następnie kończy bieg na terenie pół uprawnych. Duża zawartość żelaza i manganu zawarta w wodzie źródlanej ulega wytrąceniu i stanowi charakterystyczny rudawo-żelazisty osad na powierzchni kamieni usypanych na wypływie z niszy źródliskowej i w dnie koryta.
Od 1991 roku źródło jest pomnikiem przyrody. Woda nie nadaje się do picia, jednak turyści chętnie tu zaglądają, bowiem miejsce jest klimatyczne. Podobno wśród konarów drzew świętego gaju można usłyszeć szepty pielgrzymów.

wtorek, 26 listopada 2019

Hengelo

Z punktu widzenia ŁAŁglobtrekingu, czyli zaliczania pocztówkowych atrakcji, Hengelo jest totalnie nudną mieścinką na trasie, nie oferującą kompletnie niczego spektakularnego.
Starówka praktycznie nie istnieje, bo miasto zostało prawie zrównane z ziemią, podczas drugiej wojny światowej, co upamiętnia tablica pamiątkowa.
Na współczesnym rynku stoi grupa śmiesznych miśków z brązu, tylko kompletnie nie wiadomo po co, skoro te sympatyczne zwierzaki nie mają żadnego związku z Hengelo.
Niedaleko góruje jeden kościół.
Przed nim przykład pięknie zaprojektowanej zieleni miejskiej.
Gdzie indziej stoi drugi, przy którym postawiono niepozorny pomnik.
Matka boska z opalizującą na tęczowo aureolą, dzieci ubrane w kolorowe sweterki. Ufundowany został ku pamięci ofiar pedofilii w Kościele. Pomijając postępującą laicyzację w Europie, afera ta odbiła się bardzo negatywnie na tej instytucji i jak widać tęcza nie obraża, gdy jest się zmuszonym przeprosić i zadośćuczynić.
Od rynku odchodzi malownicza uliczka z nielicznymi przedwojennymi zabudowaniami.
Jednym z budynków jest najstarsza w mieście kawiarnia, funkcjonująca od 1652 roku.
Na końcu uliczki były kościół ewangelicki przerobiony na szkołę muzyczną i muzeum.
Stara łaźnia póki co niszczeje, ale jest plan przekształcenia jej w nowoczesne lofty i apartamenty.
Jest jeszcze kilka malowniczych, willowych uliczek i to praktycznie wszystko.
Podczas gdy zapalony rowerzysta Panek zachwycał się holenderskim, rowerowym eldorado z imponującą infrastrukturą, chociażby dwupiętrowym parkingiem dla bicykli, stojącym tuż przy budynku dworca,
czy innym postawionym obok centrum handlowego.
Ja tropiłem obiekty mojej ulubionej moderny, jak wspomniany dworzec pokazany na pierwszym zdjęciu, czy tunel obok niego,
a także kompleks szpitalny współcześnie przerobiony na mieszkania.
Byłem tam w połowie października, a miasto już stroiło się na Boże Narodzenie.

poniedziałek, 28 października 2019

Amsterdam lądowy

Nie samymi kanałami Amsterdam żyje, choć z nich głównie słynie.
W herbie oraz powszechnej symbolice i oznakowaniu miasta dominują trzy równoramienne iXy.
Bynajmniej nie wynikają z obecności tutaj słynnej dzielnicy czerwonych latarni, gdzie panie trudniące się najstarszym zawodem świata, wystawiają siebie w przeszklonych witrynach. Nie jest to również pisemny, powszechny zapis trzech buziaczków. Pochodzą od krzyża świętego Andrzeja, na którym został on zabity, a najprawdopodobniej symbolizują trzy plagi (wodę, ogień i dżumę), które dotknęły to miasto w średniowieczu. Najstarszy taki symbol odkryto na szczypcach datowanych na około 1350 rok.
"Dziwnym trafem" w subiektywnie porównywanym Gdańsku, również pojawiają się w herbie takie krzyże, tylko że dwa.
Centralnym punktem transportowym, gdzie zbiegają się różne środki transportu publicznego (kolej, tramwaje, autobusy i promy wodne).
W autobusach i tramwajach funkcjonuje serwis, który udzieli niezbędnych informacji i sprzeda bilety, które należy aktywować przy każdym wejściu oraz wyjściu z pojazdu.
Transport kołowy uzależniony jest od wodnego, ponieważ miasto podzielone jest szeroką rzeką Ij, do której wpada mniejsza Amstel, a na większych kanałach znajdują się zwodzone mosty, podnoszone gdy przepływa prom lub statek.
Ruch samochodowy na terenie Starówki jest mocno ograniczony.
Skoro Holandia to bogata infrastruktura rowerowa.
Promy rzeczne są darmowe.
Z poziomu ulicy widać, że bardzo wiele starych kamienic jest mniej lub bardziej pochyłych. Wynika to z tego, że teren na którym powstał Amsterdam, umocniony został drewnianymi palami, które po prostu niszczeją po tylu latach.

Wodny Amsterdam

Dzielnica Czerwonych Latarni 
Nie mam zbyt wiele do napisania o Amsterdamie, ponieważ liznąłem go w psim pędzie, bez możliwości delektowania się i odkrywania tajemniczych zaułków.
Wpadliśmy tutaj z Pankiem na jeden dzień i podczas gdy on spełniał się ofelionowo, ja chłonąłem maksymalnie to co mijaliśmy.
Czysto subiektywnie miasto to kojarzy mi się jako mix Wenecji z Gdańskiem.
Zwodzony mostek
Hydroponiczne trawniki
Barka mieszkalna z tarasem wychodzącym bezpośrednio na kanał
Rzadki przykład amsterdamskiej moderny
Przeróżne kształty i wielkości kamienic
Barkowe markiety
Amsterdam Centraal
Parking rowerowy na barce