Z okazji Halloween specjalny odcinek (straszno-obrzydliwy) Bizarre Bite.
Będzie bizarre jak nigdy dotąd!
Kolejne amerykańskie święto, z dość dobrym skutkiem zostało przywleczone na ziemie polskie, a jednym z symboli tego dnia jest dynia.
Zatem obowiązkowo ląduje na talerzu.
Dodatkową atrakcją Święta Duchów jest straszenie innych, a sposobów na to jest wiele.
Ja będę Was straszył pozorną obrzydliwością.
Zatem do kuchni czas odmaszerować, by przygotować potrawę:
SMAŻONA DYNIA Z CHRUPIĄCYMI MĄCZNIKAMI
Składniki:
1/16 część pleśniejącej dyni,
porcja żywych larw mącznika młynarka (do kupienia w sklepie zoologicznym lub wędkarskim),
pół cytryny,
łyżka miodu,
olej,
pół szklanki wody,
oregano,
ostra papryka lub chilli.
Czas przygotowania: około 0,5 godziny.
Sposób przygotowania:
Z lekko nadgnitej, pleśniejącej dyni, odkrawamy zewnętrzne (miękkie) warstwy oraz skórkę, pozostawiając twardy miąższ, który kroimy w kostkę (około 2 cm).
Chwilę podsmażamy na patelni, następnie dodajemy wodę, miód i sok z cytryny, dosypujemy oregano oraz szczyptę papryki. Pozostawiamy na ogniu, od czasu do czasu mieszając, aż odparuje cały płyn.
W międzyczasie w garnku rozgrzewamy olej do głębokiego smażenia. Gdy nabierze odpowiedniej temperatury, wrzucamy do niego uprzednio oczyszczone (mogą być przemyte, byleby nie utopione) larwy mącznika.
Śmierć owadów (nieodłączny element dzisiejszego święta) jest natychmiastowa, a my równie szybko (gdy olej przestanie się pienić - około 5-10 sekund) wyławiamy chrupiące truchełka.
Wykładamy na talerz usmażoną dynię, posypujemy wokoło larwami, polewamy gęstym sosem i serwujemy gotową porcję halloweenowego dania.
Ssssssssssssssssssssssmacznego....
Na zakończenie odrobinę ideolo, żebyście jednak spróbowali przełamać naturalne (w naszej europejskiej kulturze) obrzydzenie, gdzie na samą myśl o świadomym zjedzeniu owada, w wykrzywionych ustach rośnie wielka klucha.
Po pierwsze, narody azjatyckie zajadają się robalami od zarania wieków i żyją.
Po drugie, jest to doskonałe źródło łatwo przyswajalnego białka.
Po trzecie, jeszcze jakieś 20 lat temu, przeciętny Polak nie wziąłby do ust krewetki, małża, kalmara czy ośmiornicy.
Po czwarte, prędzej czy później, przy rosnących problemach z pozyskiwaniem "normalnych" źródeł białka, będziemy musieli spojrzeć na owady, jak na łakome kąski.
Po piąte, ryzyko załapania choroby odzwierzęcej jest żadne (zbyt wielka odległość genetyczna nas dzieli).
Po szóste, każdy człowiek przez całe życie, zjada nieświadomie około kilograma różnych owadów.
Po siódme, robaki zjadają nasze martwe ciała, więc czemu im się nie odgryźć.
Po ósme, to jest smaczne! Choć do specyficznego smaku trzeba się przyzwyczaić, tak jak do imbiru, oliwek, trufli czy kaparów.
Wieczorem, gdy do mieszkania wszedł współlokator Panka, pierwsze pytanie jakie zadał brzmiało: Upiekłeś jakieś pyszne ciasto? Gdyż aromat jaki się unosi podczas smażenia jest słodkawo-mączny.
Jeżeli kogoś nie przekonałem, to samą dynię (oczywiście może być świeża), można serwować z krewetkami lub bez niczego. DELICJE!!! Paluszki lizać!
Jeśli jednak przekonałem, to larwy można serwować w takie wieczory, jako odrębną przekąskę (jak chipsy, czy paluszki).
Przegiąłeś ;DDDD
OdpowiedzUsuńPrzekonał mnie ten nieświadomy kilogram ;D
OdpowiedzUsuńDla dodatkowego smaku historia poniekąd odwrotna: w czasach, kiedy banda moich kuzynów latała jeszcze w majtkach po podwórku i zapijała się wodą z kałuży, któregoś popołudnia nakarmili najmłodszego plastrem miodu zasklepionym, po czym mu wcisnęli kit, że były tam również pszczele larwy oprócz słodyczy. Od tej myśli Michałek o żywej wyobraźni oczywiście posiłek zwrócił ;)
Pani Doro, najmocniej przepraszam, że do prezentacji, żywych, wijących się larw, użyłem przepiękny prezent (miseczkę) dla Panka, wykonany przez Panią.
OdpowiedzUsuńPani Aneto, wyjątkowo do kosztowania tej potrawy (zazwyczaj eksperymentuję sam), zaprosiłem miłą suczkę, która stwierdziła to samo. SMACZNE.
Oczywiście pszczele larwy są jak najbardziej jadalne. Podobno są słodkie, jak to czym się żywią.
A spożywanie samego miodu w plastrach - POEZJA.
Miseczka jak widać się sprawdza i nie jest tylko dekoracją - bardzo się cieszę!
OdpowiedzUsuńNa kursie do minimum sanitarnego pan mówił, że nie wolno jeść warzywa, które ma choć troszkę pleśni ;))) ale nic nie mówił o mączniakach, więc może jakoś to bilansują?
Eeeeeeeeeee tam, takie gadanie ;P
OdpowiedzUsuńSer też warzywo, a ile smacznej pleśni na niektórych odmianach ;DDD
Oooobleeechaaaaa xD
OdpowiedzUsuńRobaczki to jeszcze, ale ta spleśniała dynia... jak dobrze, że ostatnio nie mam apetytu ;)
OdpowiedzUsuńPanie Adepcie, jeszcze nigdy nikt mnie tak nie nazwał. Czuję się zaszczycony.
OdpowiedzUsuńPani Czekoladko, jakoś tak wszyscy, co czytali ten wpis, wypominają mi właśnie tą dynię.
Jako dziewczyna wychowująca się na polskiej wsi dokładniej na komunistycznym zadupiu, obracając się w gronie chłopców, miałam wiele obrzydliwości w ustach (bez skojarzeń proszę), ale powiem Tobie Panie hds jesteś moim mistrzem... Mączniaki zrozumiem, ale spleśniała dynia to już szczyt:P
OdpowiedzUsuńEndzi - lata praktyki w braniu do buzi (bez skojarzeń) robią swoje ;P ;D
OdpowiedzUsuńWkradła się mała literówka. Mącznik to owad, a mączniak jest grzybem, którego wyjątkowo do ust bym nie wziął ;)
Różne rzeczy łykało się w życiu (tylko bez skojarzeń) i nawet myślę, że w związku z moją pracą nieco podwyższam statystykę do około trzech kg:)
OdpowiedzUsuńAle żeby wcinać robale z rozmysłem?
FUJ!
Panie Ketiov, postaram się przypomnieć te słowa za kilka lat, gdy świerszcze w karmelu wskoczą na polskie ulice z siłą sushi.
OdpowiedzUsuńChrupiąca żabka.
OdpowiedzUsuńosobiście się skusiłam na robaczki- wielki zaskok bo pysznie smakowało jak prażynki;) wyśmienity z ciebie kuchcik;))) ania:)
OdpowiedzUsuńDoro, żabka smakuje jak kurczak, tylko cholernie mało mięsa posiada ;)
OdpowiedzUsuńAniu, dziękuję Tobie za to poświadczenie, że nie taki robal straszny ;-*