sobota, 31 stycznia 2015

Fafik's travels 12 bis - Panorama racławicka

Korzystając z okazji, że we Wrocławiu odbywał się festiwal niezależnej sceny komiksowej "Złote Kurczaki" (fotorelacja z imprezy pod tym linkiem), zabrałem się Pankiem na jednodniowy wypad do tego pięknego miasta.
Dzięki temu mogłem dodatkowo uzupełnić fotograficznie dwa poprzednie wpisy: ten o krasnalach oraz ten ogólny.
Zanim rozpoczęła się impreza poszedłem znowu obejrzeć słynną Panoramę Racławicką.
Olbrzymie malowidło o wymiarach 15x114m, zszyto w kształt hiperboloidy obrotowej, przed nim postawiono dekorację, zacierając granicę między trójwymiarową scenografią, a dwuwymiarowym płótnem.
Jak się mocno wychylimy, zobaczymy granicę obrazu.
Dzieło znajduje się w specjalnie do tego celu wybudowanej rotundzie.
Zwiedzanie ekspozycji zaczynamy od wędrówki ciemnym korytarzem,
by krętymi schodami
wspiąć się na okrągłą platformę widokową.
Wiedzeni głosem lektora omawiającego bitwę na poszczególnych fragmentach płótna, podziwiamy ten niezwykły relikt dziewiętnastowiecznej kultury masowej.

piątek, 16 stycznia 2015

Fafik's travels 33 - Inowrocław

Korzystając z okazji, że mama Panka odbywała turnus sanatoryjny w Inowrocławiu, postanowiliśmy wreszcie odwiedzić to miasto, które jest jednym z najstarszych w kraju, przez które przebiegał szlak bursztynowy.
Patronką jest Królowa Jadwiga.
Chciałbym napisać, że miasto niczym się nie wyróżnia, jednak byłoby to kłamstwo i nadużycie.
Tak jak Wrocław posiada swoją drużynę krasnali, tak na inowrocławskich ulicach i skwerach możemy napotkać średniowieczne dzieci bawiące się zwierzątkami.
Fantastyczną niespodzianką okazała się spora kolekcja socrealistycznej sztuki, której jestem wielkim fanem.
Gdy większość polskich miejscowości, pozbywała się na potęgę tych świadectw naszej historii, zastępując je (szczególnie obecnie) papieskimi koszmarkami, inowrocławscy włodarze na szczęście pozostawili te pamiątki dla przyszłych pokoleń.
Moim zdaniem najpiękniejsze perły socrealistycznej rzeźby i designu, znajdują się na terenie rozległego parku zdrojowego.
Przed wejściem wita nas olbrzymi paw, pełniący również rolę zegara słonecznego.
Najchętniej zabrałbym go ze sobą i postawił przed własną budą!
 Gdzieś na uboczu jest Ziemowit, któremu ktoś pomalował paznokcie na różowo.
 Jednakże największy zachwyt wzbudziły trzy nagie gracje, szeptające sobie do uszek.
Inowrocław znajduje się nad pokładami soli kopalnej, zatem nie dziwi fakt, że znajduje się tutaj uzdrowisko.
Tężnie solankowe znajdują się po drugiej stronie sporego stawu i prowadzi do nich drewniany mostek, dlatego w pierwszej chwili ma się wrażenie, że kompleks znajduje się na wyspie.
Konstrukcja jest tak zaprojektowana, żeby miało się wrażenia spacerowania po średniowiecznym zamczysku.
Niestety wizyta w najważniejszych zabytkach Inowrocławia rozczarowuje i przygnębia.
Najstarszy, romański Kościół Najświętszej Maryi Panny zamknięty był na głucho, więc do podziwiania pozostały tylko mury zewnętrzne.
Do gotyckiego Kościoła św. Mikołaja, można było wejść tylko do kruchty, obok straszyła zniszczona, drewniana dzwonnica, z paskudnym gruzowiskiem za murami, a jedno z zamurowanych wejść bocznych służy za miejski szalet.
WSTYD!!!

Miasto okazało się na tyle interesujące, że postaram się jeszcze wrócić tam latem, żeby przespacerować się z trzema przecudnymi pannami wśród ukwieconych rabatek.

wtorek, 6 stycznia 2015

Bizzare bite 11 - PasChuj

Pascha to rodzaj sernika na zimno.
Robi się ją wyjątkowo szybko i łatwo, a smak jest nieziemski

Panek ostatnio obchodził okrągłą rocznicę pracy w jednym przybytku, zatem postanowiłem zrobić mu z tej okazji niespodziankę.
Zastanawiałem się jaki kształt najbardziej oddaje jego ducha? Nawet długo to nie trwało i w ten sposób powstał:

PASCHUJ
Składniki:
0,5 kg tłustego twarogu,
100 g masła,
200 g mieszanki keksowej,
3 żółtka,
3/4 szklanki cukru pudru,
1 torebka cukru waniliowego,
solidna garść płatków migdałowych oraz rozdrobnionych orzechów włoskich
sok z połowy cytryny.
Czas przygotowania: 0,5 godziny.

Sposób przygotowania:
Do dużej miski wsypujemy cukier, wrzucamy masło, dodajemy żółtka i ucieramy na jednolitą masę. Następnie po kropelce dozujemy sok z cytryny, mieszając energicznie, aby masa się nie zważyła! Twaróg odsączamy z nadmiaru serwatki. Na koniec dodajemy odciśnięty biały ser, mieszankę keksową, orzechy oraz migdały. Łączymy składniki. Formujemy masę w dowolny kształt, w tym wypadku penisa i praktycznie możemy już zjadać ze smakiem serniczek, chociaż najlepiej włożyć go do lodówki i serwować schłodzony.

Uwaga!
Najlepiej paschę formować w gotowe porcje (stożki, kulki, kostki). Najbardziej lubię niewielkie kulki zawijać w skrawki pociętej gazy opatrunkowej. Materiał wchłania nadmiar wilgoci, a deser podany w ten sposób wygląda niebanalnie.
Drogi Panku, 100 lat... w pracy!!!
Państwu życzę smacznego.

czwartek, 1 stycznia 2015

Fafik's travels 32 - Polin

Tym razem zapraszam Państwa na wycieczkę do muzeum.
Nie jestem typem psa muzealnika. Od chodzenia w pomieszczeniach i oglądania różnych przedmiotów, bibelotów, dokumentów i innych pierdół, wolę hasy na wolnym powietrzu, zaglądanie w różne dziury, obsikiwanie starożytnych murków, wąchanie kwiatów itp.
Mimo tego od czasu do czasu zdarza mi się do muzeum pójść, szczególnie jak jest ogólny nad nim zachwyt. Niestety zawsze wychodzę stamtąd z pewnym niedosytem.
Tym razem postanowiłem odwiedzić najnowszy muzealny przybytek miasta stołecznego.
czyli
Muzeum Historii Żydów Polskich
Zachwyt zaczyna się już nad bryłą budynku, w którym się znajduje. Zarówno nad wyglądem zewnętrznym oraz falującym atrium, który symbolizuje rozejście się wód Morza Czerwonego.
Zwiedzanie wystawy stałej rozpoczynamy od symbolicznego zstąpienia w mroki pradawnej puszczy.
Ta pierwsza ekspozycja jest skonstruowana dość przewrotnie, bo owa "straszliwa" puszcza wyświetlana jest na kilku wielkich panelach ciekłokrystalicznych, w dość jasnej tonacji, przy dźwiękach natury, dobiegających z niewidocznych głośników.
Efekt jest intrygujący i zachęca do ruszenia w dalszą podróż przez wieki, a ma ona razem (jak mi zdradziła Pani Kustoszka) 8 km.
Trafiamy do średniowiecznych miast,
 
żydowskich miasteczek,
bajecznie zdobionej synagogi, trochę jak na mój gust (to jedynie rekonstrukcja) zalatującej cepeliadą.
Będziemy uczestniczyć w żydowskim weselu,
albo zostaniemy słuchaczami słynnej jesziwy w Wołożynie.
Razem z trzema mocarstwami dokonamy rozbioru Polski,
a po odzyskaniu niepodległości, wprost z malowniczej uliczki
pójdziemy do kina,
albo do kawiarni.
Poczujemy twarde jarzmo niemieckiej okupacji, zamknięci w nieludzkich warunkach getta,
przeżyjemy (jako nieliczni) Holokaust,
by wrócić na zgliszcza Warszawy, próbując ją odbudować lub na zawsze wyjechać do odrodzonej ojczyzny.
Losy Polaków i Żydów, choćby nie wiem jak niektórzy zaprzeczali i starali się wyprzeć z pamięci, są ściśle ze sobą związane.
Podoba mi się w tej instytucji, że jako pierwsza w kraju skupia się na wielowiekowej wspólnocie i tradycji obu narodów, a nie magluje po raz kolejny, krótkiego i dramatycznego wycinka całej historii.
Po raz pierwszy wyszedłem z muzeum z myślą, że chciałbym do niego wrócić.
Muzeum specyficznego, bo posiadającego znikomą ilość artefaktów z przeszłości (większość z nich jest wypożyczona od innych instytucji lub otrzymana w darze).
Muzeum skupionego na narracji, opowiadaniu historii, gdzie każda z sal ekspozycyjnych była aranżowana przez inną osobę, przez co uzyskano efekt różnorodności, dzięki czemu nie wieje tam nudą.