czwartek, 1 stycznia 2015

Fafik's travels 32 - Polin

Tym razem zapraszam Państwa na wycieczkę do muzeum.
Nie jestem typem psa muzealnika. Od chodzenia w pomieszczeniach i oglądania różnych przedmiotów, bibelotów, dokumentów i innych pierdół, wolę hasy na wolnym powietrzu, zaglądanie w różne dziury, obsikiwanie starożytnych murków, wąchanie kwiatów itp.
Mimo tego od czasu do czasu zdarza mi się do muzeum pójść, szczególnie jak jest ogólny nad nim zachwyt. Niestety zawsze wychodzę stamtąd z pewnym niedosytem.
Tym razem postanowiłem odwiedzić najnowszy muzealny przybytek miasta stołecznego.
czyli
Muzeum Historii Żydów Polskich
Zachwyt zaczyna się już nad bryłą budynku, w którym się znajduje. Zarówno nad wyglądem zewnętrznym oraz falującym atrium, który symbolizuje rozejście się wód Morza Czerwonego.
Zwiedzanie wystawy stałej rozpoczynamy od symbolicznego zstąpienia w mroki pradawnej puszczy.
Ta pierwsza ekspozycja jest skonstruowana dość przewrotnie, bo owa "straszliwa" puszcza wyświetlana jest na kilku wielkich panelach ciekłokrystalicznych, w dość jasnej tonacji, przy dźwiękach natury, dobiegających z niewidocznych głośników.
Efekt jest intrygujący i zachęca do ruszenia w dalszą podróż przez wieki, a ma ona razem (jak mi zdradziła Pani Kustoszka) 8 km.
Trafiamy do średniowiecznych miast,
 
żydowskich miasteczek,
bajecznie zdobionej synagogi, trochę jak na mój gust (to jedynie rekonstrukcja) zalatującej cepeliadą.
Będziemy uczestniczyć w żydowskim weselu,
albo zostaniemy słuchaczami słynnej jesziwy w Wołożynie.
Razem z trzema mocarstwami dokonamy rozbioru Polski,
a po odzyskaniu niepodległości, wprost z malowniczej uliczki
pójdziemy do kina,
albo do kawiarni.
Poczujemy twarde jarzmo niemieckiej okupacji, zamknięci w nieludzkich warunkach getta,
przeżyjemy (jako nieliczni) Holokaust,
by wrócić na zgliszcza Warszawy, próbując ją odbudować lub na zawsze wyjechać do odrodzonej ojczyzny.
Losy Polaków i Żydów, choćby nie wiem jak niektórzy zaprzeczali i starali się wyprzeć z pamięci, są ściśle ze sobą związane.
Podoba mi się w tej instytucji, że jako pierwsza w kraju skupia się na wielowiekowej wspólnocie i tradycji obu narodów, a nie magluje po raz kolejny, krótkiego i dramatycznego wycinka całej historii.
Po raz pierwszy wyszedłem z muzeum z myślą, że chciałbym do niego wrócić.
Muzeum specyficznego, bo posiadającego znikomą ilość artefaktów z przeszłości (większość z nich jest wypożyczona od innych instytucji lub otrzymana w darze).
Muzeum skupionego na narracji, opowiadaniu historii, gdzie każda z sal ekspozycyjnych była aranżowana przez inną osobę, przez co uzyskano efekt różnorodności, dzięki czemu nie wieje tam nudą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz