piątek, 16 stycznia 2015

Fafik's travels 33 - Inowrocław

Korzystając z okazji, że mama Panka odbywała turnus sanatoryjny w Inowrocławiu, postanowiliśmy wreszcie odwiedzić to miasto, które jest jednym z najstarszych w kraju, przez które przebiegał szlak bursztynowy.
Patronką jest Królowa Jadwiga.
Chciałbym napisać, że miasto niczym się nie wyróżnia, jednak byłoby to kłamstwo i nadużycie.
Tak jak Wrocław posiada swoją drużynę krasnali, tak na inowrocławskich ulicach i skwerach możemy napotkać średniowieczne dzieci bawiące się zwierzątkami.
Fantastyczną niespodzianką okazała się spora kolekcja socrealistycznej sztuki, której jestem wielkim fanem.
Gdy większość polskich miejscowości, pozbywała się na potęgę tych świadectw naszej historii, zastępując je (szczególnie obecnie) papieskimi koszmarkami, inowrocławscy włodarze na szczęście pozostawili te pamiątki dla przyszłych pokoleń.
Moim zdaniem najpiękniejsze perły socrealistycznej rzeźby i designu, znajdują się na terenie rozległego parku zdrojowego.
Przed wejściem wita nas olbrzymi paw, pełniący również rolę zegara słonecznego.
Najchętniej zabrałbym go ze sobą i postawił przed własną budą!
 Gdzieś na uboczu jest Ziemowit, któremu ktoś pomalował paznokcie na różowo.
 Jednakże największy zachwyt wzbudziły trzy nagie gracje, szeptające sobie do uszek.
Inowrocław znajduje się nad pokładami soli kopalnej, zatem nie dziwi fakt, że znajduje się tutaj uzdrowisko.
Tężnie solankowe znajdują się po drugiej stronie sporego stawu i prowadzi do nich drewniany mostek, dlatego w pierwszej chwili ma się wrażenie, że kompleks znajduje się na wyspie.
Konstrukcja jest tak zaprojektowana, żeby miało się wrażenia spacerowania po średniowiecznym zamczysku.
Niestety wizyta w najważniejszych zabytkach Inowrocławia rozczarowuje i przygnębia.
Najstarszy, romański Kościół Najświętszej Maryi Panny zamknięty był na głucho, więc do podziwiania pozostały tylko mury zewnętrzne.
Do gotyckiego Kościoła św. Mikołaja, można było wejść tylko do kruchty, obok straszyła zniszczona, drewniana dzwonnica, z paskudnym gruzowiskiem za murami, a jedno z zamurowanych wejść bocznych służy za miejski szalet.
WSTYD!!!

Miasto okazało się na tyle interesujące, że postaram się jeszcze wrócić tam latem, żeby przespacerować się z trzema przecudnymi pannami wśród ukwieconych rabatek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz