wtorek, 22 listopada 2011

Tintin Forever Young

Tintin w krajach frankofońskich, a szczególnie w Belgii, z której pochodzi jest idolem.
Znają go wszyscy, więc premiera filmu z jego przygodami, była prawie że narodowym świętem.

Z Polską jest odrobinkę inaczej. W kraju gdzie przeciętny obywatel ledwie kojarzy Żbika, Tytusa czy Kajka z Kokoszem, jakiś rysunkowy belgijski dziennikarz, którego żywot wzięli na warsztat Spielberg & Jackson, budzi co najwyżej zdziwienie.
Tymczasem współtwórca kina tzw. Nowej Przygody, zainteresował się rudzielcem zupełnie przez przypadek, kiedy jakiś z fanów zwrócił uwagę, że Indiana Jones to kalka z Tintina.
Sprawdził, zapalił się do pomysłu, kupił prawa do ekranizacji, dostał błogosławieństwo autora i pomysł trafił na długie lata do zamrażarki.
Koniec końców jednak musiał pojawić się na dużych ekranach.
Pytanie, czy warto to oglądać?

Przyznam się, że dla mnie jako fana historyjek obrazkowych, lektura tych komiksów jest traumatyczna.
Nie chodzi o to, że komiks jest zły.
To jest arcydzieło gatunku! Tylko że baaardzo stare.
Dialogi są drętwe i przegadane, rysunki wykonane nowatorską techniką ligne claire, z jednej strony są bardzo piękne, z drugie rażą anachroniczną statycznością. Odbioru nie ułatwia polskie wydanie większości opowiadań. Co prawda dzięki pomniejszeniu formatu, mogliśmy zapoznać się z wszystkimi księgami, natomiast odczytywanie przeładowanych tekstem dymków, to droga przez mękę.

Czytając komentarze dotyczące spielbergowej ekranizacji, słyszy się że infantylnie, że zbytnie odejście od oryginału, że pominięcie ważnych bohaterów, że 3D, że otwarte zakończenie.
Powiem tak - BULL SHIT!!!
Reżyser wycisnął tą starą ramotkę jak cytrynę, dodając esencję swojego własnego stylu.
Film ogląda się z zapartym tchem, dla przeciętnego polskiego widza, pewne braki w stosunku do wersji papierowej, nie będą żadnym problemem, pominięte postacie siłą rzeczy muszą pojawić się w kontynuacji.
Podobało mi się, że producenci nie zrezygnowali z dość kontrowersyjnych rozwiązań fabularnych, bo przyznajmy się szczerze, komiks zbytnio nie grzeszy współcześnie rozumianą (wypaczoną) poprawnością polityczną. Zatem epizodyczne persony autentycznie giną, kapitan statku chla na umór, a pies też pociąga z butelki.
Niezamierzenie śmieszny dla Polaka, może okazać się szwarccharakter, bo niby skąd za Oceanem mogli wiedzieć, że przypomina Pana Kleksa.
Znów zawiodłem się na technologii trójwymiarowej. Co prawda tym razem miałem alternatywę, ale skuszony słynnymi nazwiskami, sądziłem że będzie dobrze. O niebo lepiej wyglądało to, w robionej taką samą techniką animacji prawdziwych aktorów Opowieści wigilijnej (to jeden z tych filmów z jednej ręki, wspominanych w poprzedniej recenzji).

Kto lubi Kino Nowej Przygody (proste, efektowne, rozrywkowe), koniecznie musi obejrzeć ten film!

5 komentarzy:

  1. ps. ja tylko cynk dam, że najnowszy Arteon o komiksie prawi.

    OdpowiedzUsuń
  2. ;) Arteon został oddany w me ręce do pociągu na pożegnanie, z dobrej woli komiksiarza po ogarnięciu samemu tych stronic ;]

    hds... co tu dużo gadać- lubię Twoje recenzję i już!

    OdpowiedzUsuń
  3. Doro, o komiksowym numerze Arteonu plotki w światku krążyły przed jego wydaniem.
    Mimo wszystko dziękuję za cynk i czekam na inne, bo nigdy nie wiadomo, czy czegoś nie przegapię ;)

    Kimonku, mam nadzieję że czegoś ciekawego i pouczającego, dowiedziałeś się z tego numeru ;D
    Staram się z tymi reckami, choć literat ze mnie mizerny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zbytnia skromność -- radość czytać, kiedy piszesz wreszcie na temat! Zwięźle i spójnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak to czasem bywa, że z kim się zadajesz, takim się stajesz ;) Ale koniec z rozlazłością językową i gonitwą myśli ;DDD

    OdpowiedzUsuń