czwartek, 15 kwietnia 2010

Starcie Tytanów

Jestem swieżo po seansie tego filmu, więc dzielę się wrażeniami na gorąco ;)

Takiego miszmaszu i umysłowego kociokwiku już dawno w kinie nie widziałem, ale od początku.
Jest to kolejna opowiastka o tym, jak to szary ludek okazuje się synem boga, wyrusza w podróż, by dojrzeć, zmężnieć i uratować swiat, wobec czego film powinien mieć raczej tytuł "Quest of the Titans", bo z Clash'u to jest w nim sporo klisz.
Z mitologii greckiej wzięte są postacie i różne mity, wrzucono to do melaksera z telezakupów Mango i oto DANIE DANIA.
Oglądając go ma się permanentne wrażenie - "ale to już było". Wiadać że "Władca Pierscieni" odcisnął na współczesnej kinematografii ogromne wizualne piętno. Tylko z tego filmu mamy wariacje na tematy: walka Froda z Pajęczycą, malownicze wędrówki w górach, Minas Tirith, podróże na Mumakilach itd. itp.
Zapożyczeń z innych filmów również jest sporo: wiedźmy jak stwór z "Labiryntu Fauna", Kraken jak krzyżówka imiennika z "Piratów z Karaibów" oraz godzilli.

Główną rolę Perseusza gra buła, która robi teraz w Hollywood niezłą karierę.
Swoją drogą z łóżka bym go nie wywalił ;D
Do tego są aktorzy z najnowszych częsci Bonda: jego laska i przeciwnik.
Oni też mogą wpasć do mojej alkowy ;))))))))))))))
Czarny charakter, czyli Hadesa od którego zaczerpnąłem swój malutki pseudonimek, gra (który to już raz) ten Pan. O ile on sam wszędzie jest taki sam - nijaki, o tyle sama postać została dosć miło zaprojektowana i zefektowana ;)

No własnie - EFEKTY - fajnie się to ogląda, choć odniosłem wrażenie że 3D, do którego naprędce film ten został przystosowany po sukcesie Avatara (dlatego przesunięto premierę), odrobinę się rozmywa i widać, że nie pod tym kontem został on nakręcony. Dech w piersiach zapiera może ze trzy razy ;)

Podsumowując: totalnie odprężające, efektowne odmóżdżenie na popołudnie - chłonąć głupotę i wizulane rozpasanie, wyłączając korę mózgową.
Ocena: 6/10 przy zastosowaniu powyższych zaleceń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz