poniedziałek, 11 lutego 2013

Fafik's travels 29 - Opowieść bieszczadzka

Słyszałem, że wczesna jesień jest najlepszym okresem na wizytę w Bieszczadach.
Podobno chodzi o widok połonin, które mienią się całą gamą barw.
Kto nie wie, góry te znajdują się na południowo-wschodnim krańcu naszego pięknego kraju. Dojechać tam bez własnego auta jest niezwykle trudno (zajęło mi to około 16 godzin).
Wybrałem się tutaj pierwszy raz w życiu, aby w pięknych okolicznościach przyrody odreagować stres ostatnich miesięcy.
Nie wiem co mnie podkusiło, ale nie wziąłem pod uwagę pogodowego pecha mojego Panka. Wyjeżdżaliśmy przy radośnie świecącym słońcu, a na miejscu już zaczynał nieśmiało siąpić kapuśniaczek, by przez noc zmienić się w regularny deszcz, przez co szlak zmienił się w regularne bagnisko.
Bieszczadzki krajobraz ze szczytów rozpościerał się równie uroczo, choć odrobinę mgliście.
Przy ścieżce zwąchałem dziewięćsił bezłodygowy,
na jednej z grani spotkałem salamandrę plamistą,
 a w Chatce Puchatka zaprzyjaźniłem się z myszką.

Przez cały czas w uszach grał mi Frank Ocean.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz