wtorek, 20 listopada 2018

Bizzare bite 12 - Kiszone warzywa

Kiszenie jest prawie tak stare jak ludzkość i w sumie żadna w tym filozofia, ani aj waj. Po prostu należy mieć odpowiedni produkt, zawierający wodę oraz cukry, zalać osoloną wodą i poczekać jak bakterie odpowiedzialne za fermentację, zaczną przekształcać wspomniane cukry w kwas mlekowy.
To po co w ogóle wyprodukowałem ten wpis, skoro to nic specjalnego?
Chyba głównie, żeby między wierszami wspomnieć, że przepis trafił do mnie ze Szwecji, od kurdyjskiej rodziny mojego Panka, czyli pośrednio dać świadectwo, iż nie taki muzułmanin straszny, jak go w Europie malują. Goszcząc u nich nikt mi gardła nie poderżnął, nie próbował otruć, wysadzić, zgwałcić, nawet nawrócić. Było natomiast miło, rodzinnie i... smacznie.
Wracając do kiszenia, nie byłbym sobą, gdybym czegoś nie zmodyfikował w oryginalnym przepisie, który mówi zgodnie z prawidłami, że kisić można absolutnie wszystko. Po kilku kolejnych słoikach, postanowiłem zrezygnować z warzyw bardziej miękkich, typu kalafior, papryka, cukinia, bo po prostu lubię jak mi między zębami coś chrupie, a nie się rozmlaszcza. Zatem w zestawie pozostały: marchewka, pietruszka, seler oraz kalarepa, natomiast za przykładem polskich ogórków kiszonych dorzuciłem czosnek.
Dokładnego przepisu jako takiego nie ma, ponieważ wszystko odbywa się na zasadzie "na oko", czyli na smak, więc propozycja jest mocno modyfikowalna, wedle własnego widzimisię.
Na czym polega "inność" kurdyjskiego kiszenia, od polskiego? Otóż w procesie używa się znacznych ilości przypraw, wchodzących w skład curry, bo jak zapewne niektórzy wiedzą, curry nie jest konkretnym ziołem (smakiem), tylko mieszanką wielu, głównie kurkumy, kolendry, pieprzu, kminu rzymskiego, gorczycy i chilli. Opcjonalnie cynamon, gałka muszkatołowa, kardamon i goździki.
Wspomniane warzywa kroimy. Żeby te białe później jakoś wizualnie rozróżnić, ponieważ pod wpływem mieszanki zmienią barwę na żółte, kroję w różne kształty: seler w kostkę, kalarepę w prostopadłościany, a pietruszkę w słupki. Układamy warstwowo w słoju, lekko dociskając, dorzucając po kilka ząbków czosnku na naczynie. Zalewamy osolonym wrzątkiem (sól powinna być dobrze w wyczuwalna w roztworze) doprawionym przyprawową breją.
W kwestii przypraw, można pójść na łatwiznę i wsypać sklepowe curry, natomiast przyznam się szczerze, że cały czas eksperymentuję z mieszankami ziół, ponieważ do tych głównych, tu mi się sypnie kminek, tam czarnuszka, a gdzie indziej dodam jałowiec. Do podstawowego roztworu dodaję jeszcze liść laurowy i ziele angielskie.
Tak przygotowane warzywa, powinny być zamknięte w miarę szczelnie, choć nie hermetycznie i stać przez pierwsze kilka dni w temperaturze pokojowej, a później w chłodzie piwnicy.
Zresztą po tych kilku dniach warzywa są gotowe do spożycia.
Polecam!!! Warzywa oraz otwartość na inne kultury!
Mocno parafrazując kapustę z tuwimowego wiersza:
JESTEŚMY GLOBALNĄ KISZONKĄ!

3 komentarze:

  1. Nie widzę, żebyś zakisił ogóra :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja drugi raz pod rząd zakisiłem barszcz nie Sosnowskiego a czerwony, który uwielbiam i dobrze mi robi na skołatany imprezami żołądek :) 18 litrowy słoik starcz mi na około 10 dni. Prócz buraków oczywiście nie żałowałem przypraw w tym takich jak: kardamon, goździki, imbir, itp. Do słoja wskoczyły także: seler, marchew, cebula, dużo czosnku oraz garść soli i pieprzu. Polecam :)

    OdpowiedzUsuń