Miałem machnąć obszerną recenzję Prometeusza, ale pogoda za oknem taka piękna, że wolę iść sumiennie hodować własnego Obcego.
Zagorzałym fanem tetralogii nie jestem, ale znam dość dobrze i nawet lubię (najbardziej trzecią część).
Wiadomo, że pierwszy odcinek stworzył Ridley Scott, a teraz dopowiedział co się wydarzyło wcześniej, przy okazji wplatając daenikenowskie bajania o pochodzeniu ludzkości oraz rozważania o świadomości sztucznej inteligencji.
Po seansie stosunek do tego filmu mam ambiwalentny.
Z jednej strony mamy piękne zdjęcia (szczególnie czołówka), niezłe efekty (bez wrażenia nadmiaru), odpowiednio dawkowane napięcie oraz świetną obsadą (Michaś rządzi!!!), do tego cała masa smakowitych kąsków dla fanów serii.
Z drugiej jest w pizdu niepotrzebnych wątków, dłużyzny, sporo nielogiczności oraz debilizmów i po raz kolejny skopany efekt 3D, dodatkowo jeśli ktoś spodziewa się stada biegających Xenomorphów, to wyjdzie srodze zawiedziony, gdyż jeden osobnik pojawia się tylko na parę finałowych sekund.
To jest rasowy, hollywoodzki blockbuster, idealnie skrojony na sezon ogórkowy! Do obejrzenia na raz, przyjemnego odmóżdżenia się i zapomnienia go.
Tymczasem odliczam godziny do dłuugo wyczekiwanego zwieńczenia gackowej trylogii. Na opad szczęki z poprzedniego (jokerowego) odcinka nie liczę, ale jeżeli film będzie choć tak dobry jak część pierwsza, to zostanę usatysfakcjonowany.
Poza tym uwielbiam wszelkiego rodzaju kociaki, licząc się z tym, że niektóre potrafią zajebiście drapnąć, a czytając hasło "We all wear masks" mam nieodparte wrażenie, jakbym siebie słyszał ;D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz