czwartek, 26 listopada 2015

Fafik's travel 31 - SeaMe

Zwiedzając różne miejsca, czasem nawet małego, pluszowego psiaka dopada głód.
Restaurację, którą teraz Państwu przedstawię, polecono mi w hostelu, w którym nocowałem. Oczywiście jak to zwykle bywa w takich przypadkach, szedłem tam z mieszanymi uczuciami.
SeaMe, bo tak nazywa się ta peixaria, czyli restauracja specjalizująca się w serwowaniu owoców morza, znajduje się we wspomnianej już dzielnicy Chiado.
Wnętrze urządzone jest w modnym obecnie stylu, czyli wielka ława biegnąca przez cały lokal, przy której można podczas konsumpcji prowadzić ciekawe rozmowy z nieznajomymi oraz mniejsze ławy po lewej stronie, a także pojedyncze stoliki po prawej (niewidoczne na poniższym zdjęciu).
Na tyłach restauracji jest otwarta kuchnia, oddzielona od konsumentów szybą. Przed nią znajduje się chłodnia, gdzie na lodzie wyłożone są ryby, skorupiaki, głowonogi i małże. Tam (jeżeli nie bierzemy gotowego dania z karty) wybieramy sobie zwierzaka do skonsumowania, który na naszych oczach jest ważony oraz poddawany obróbce kulinarnej.
W godzinach lunchu oraz kolacji, wskazana jest wcześniejsza rezerwacja miejsc, gdyż jest tutaj baaardzo tłoczno.
Nie bez powodu, gdyż jedzenie tutaj jest obłędne!
Niewiele jest takich jadłodajni, do których wracałbym bez przerwy. SeaMe jest bez wątpienia jedną z nich, plasując się w czołówce, a nawet na pierwszym miejscu!
Podczas całego pobytu w Lizbonie wracałem tam z nieskrywaną rozkoszą, olewając przez to inne restauracje. Wśród ostryg, carpaccio z przegrzebków, tataru z łososia, filetów oraz całych ryb, zdecydowanie na pierwszym miejscu stawiam ośmiornicę. Wszystko co do tej pory jadłem oraz po wizycie w tej peixarii (przepraszam za polską odmianę, ale podoba mi się to słowo), pozostaje gumowatym, mało atrakcyjnym wspomnieniem. Ośmiornica, którą zamawiałem tam trzykrotnie, po prostu rozpływa się w ustach!!!
Jedyną potrawą, która średnio mi pasowała, ale od początku traktowałem ją jako eksperyment kulinarny, była smażona wątroba tuńczyka. Tłusta sama z siebie, do tego podana w tłustym sosie.

Jeżeli będziecie kiedykolwiek w stolicy Portugalii, grzechem byłoby nie wstąpienie do SeaMe!!!
Pod tym linkiem, krótki, przyjemny filmik reklamowy.

wtorek, 24 listopada 2015

Fafik's travel 31 - Ruiny klasztoru Karmelitów w Lizbonie

1 listopada 1755 roku, podczas obchodów Wszystkich Świętych, punktualnie o 9:30 gdy w kościołach, jak  i poza nimi paliły się ogromne ilości świec i lamp oliwnych, ziemia zaczęła się trząść w przypuszczalnej sile 9 stopni w skali Richtera, przez około 10 minut. Większość budowli legła w gruzach, grzebiąc olbrzymią ilość ludzi. Natychmiast metropolię ogarnął kolejny żywioł - ogień. Ci którzy przeżyli kierowali się w stronę największego placu Lizbony, położonego przy rzece, nie spodziewali się jednak ataku ostatniego żywiołu w postaci wód Tagu, spiętrzonych w falę tsunami o wysokości 20 m, która wtargnęła na 250 metrów w głąb miasta niszcząc to, czego nie zburzyło trzęsienie ziemi i nie strawił ogień.
Miasto oczywiście zostało odbudowane, a dzięki tak znacznym zniszczeniom, można było je całkowicie przeprojektować oraz usprawnić, zgodnie z duchem klasycyzmu, czego inicjatorem i patronem był Markiz de Pombal.
Monumentalne ruiny klasztoru Karmelitów, znajdujące się na wzgórzu dzielnicy Chiado, tuż przy zabytkowej windzie, są niemym świadkiem tamtej tragedii.




W prezbiterium kościoła, które jako jedyne pozostało zadaszone, znajdują się eksponaty Muzeum Archeologicznego  mającego tutaj swoją siedzibę.


 Ciekawostką jest maleńka płaskorzeźba Chrystusa z wielkim... brzuszkiem.

niedziela, 22 listopada 2015

Fafik's travel 31 - Funchal

Stolicą Madery jest Funchal.
Starówka to typowy styl kolonialny, natomiast cała reszta jest jednym wielkim, nowoczesnym kurortem.
Miasto założone na południowym wybrzeżu wyspy, w naturalnym amfiteatrze, otoczone szczytami gór oraz otwarte na Atlantyk.
Na powyższym zdjęciu idealnie widać jaką pogodę najczęściej mamy na Maderze. Podczas gdy wybrzeże skąpane jest w słońcu, wyższe partie wyspy toną w chmurach. Zatem wystarczy półgodzinna podróż autem, żeby radykalnie zmienić klimat.

Przez Funchal przepływają trzy rzeki, uregulowane w głębokich przepływach, zadaszonych treliażami podtrzymującymi kolorową bungenwillę.
Jedną z największych atrakcji turystycznych jest przejazd kolejką linową, którą ponad dachami miasta, dostaniemy się do górskiej wioski Monte.
 Ze schodów barokowego kościoła rozpościera się zapierająca dech w piersiach panorama miasta.
Jednak główną atrakcją ogrody tropikalne Monte Palace.
Kolejną ciekawostką jest możliwość prawie 10-minutowego zjazdu wiklinowymi saneczkami po asfaltowych, krętych uliczkach.
Przyjemność to dość droga, a podróż choć momentami osiąga zawrotną prędkość 10 km/h jest dość monotonna i u współczesnego turysty, karmionego coraz bardziej ekstremalnymi doznaniami, wypowiedź Pana Hemingway'a, jakoby było to najbardziej emocjonujące doświadczenie w jego życiu, wywołuje pobłażliwy uśmiech na twarzy.
Wieczorem najprzyjemniej spaceruje się najstarszą ulicą miasta Rua de Santa Maria, gdzie znajduje się niezliczona ilość kawiarenek, skąd rozbrzmiewają dźwięki fado.