1 listopada 1755 roku, podczas obchodów Wszystkich Świętych, punktualnie o 9:30 gdy w kościołach, jak i poza nimi paliły się ogromne ilości świec i lamp oliwnych, ziemia zaczęła się trząść w przypuszczalnej sile 9 stopni w skali Richtera, przez około 10 minut. Większość budowli legła w gruzach, grzebiąc olbrzymią ilość ludzi. Natychmiast metropolię ogarnął kolejny żywioł - ogień. Ci którzy przeżyli kierowali się w stronę największego placu Lizbony, położonego przy rzece, nie spodziewali się jednak ataku ostatniego żywiołu w postaci wód Tagu, spiętrzonych w falę tsunami o wysokości 20 m, która wtargnęła na 250 metrów w głąb miasta niszcząc to, czego nie zburzyło trzęsienie ziemi i nie strawił ogień.
Miasto oczywiście zostało odbudowane, a dzięki tak znacznym zniszczeniom, można było je całkowicie przeprojektować oraz usprawnić, zgodnie z duchem klasycyzmu, czego inicjatorem i patronem był Markiz de Pombal.
Monumentalne ruiny klasztoru Karmelitów, znajdujące się na wzgórzu dzielnicy Chiado, tuż przy zabytkowej windzie, są niemym świadkiem tamtej tragedii.
W prezbiterium kościoła, które jako jedyne pozostało zadaszone, znajdują się eksponaty Muzeum Archeologicznego mającego tutaj swoją siedzibę.
Ciekawostką jest maleńka płaskorzeźba Chrystusa z wielkim... brzuszkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz