Panek przez ostatni rok zapuścił się srodze i w ogóle przestał dbać o siebie, choć kiedyś wiedział jak różnorodnie się wystylizować.
Najbliżsi znajomi nie mogąc znieść dłużej tego dziadowania, pod pretekstem Pierwszego Ogólnopolskiego Zlotu Brodaczy wywieźli go do stolicy.
Tam skierowali swe kroki w kierunku jednego z wyrastających jak grzyby po deszczy barber shopów, aby poddać Panka odpowiedniemu retuszowi.
Wybór padł na Barberian Academy & Barber Shop.
narzędzia tortur w podłodze i na stanowisku pracy strzyg, znaczy się barberów.
Obsługa proponuje gościom zimne i ciepłe napoje, w tle brzmi nastrojowa muzyka, choć bardziej spodziewałem się czegoś w tym klimacie.
Klient zasiada na wypasionym fotelu fryzjerskim i zaczyna się 45 minutowy seans.
W ruch idą pędzel, gorący ręcznik, brzytwa, nożyczki.
Mycie, golenie, strzyżenie, trymowanie, modelowanie, jakieś mydła, balsamy, puder, a nawet woda.
Efekt końcowy uwieczniony na tle obdrapanych drzwi.
Stylizacja z tym czymś dyndającym na szyi jeszcze ujdzie, ale weź się człowieku ogarnij, wyprostuj i przytyj!