Z okazji dzisiejszego Dnia Wiosny mam dla Was niespodziankę.
Od pewnego czasu nosiłem się z zamiarem stworzenia kolejnego, blogowego cyklu, traktującego tylko i wyłącznie o jedzeniu.
Uwielbiam dobre jedzenie, a jak do tego zostanę zaskoczony przy stole dziwnym połączeniem smaków, to jestem w siódmym niebie.
Sam jestem kucharzem raczej marnym.
Nie mam wypasionej kuchni, ani zajebistych garów, nie znam się na właściwej technologii obróbki składników, nawet żadnej książki kucharskiej nie posiadam.
W kuchni bywam rzadko, bo zazwyczaj żywię się w "miejskich śmieciarniach".
Od czasu do czasu idę sobie do jakiejś wypasionej restauracji i zamawiam najbardziej wymyślne dania z karty, w myśl zasady im dziwniej, tym lepiej.
Najczęściej taka też będzie prezentowana przeze mnie kuchnia!!!
Z czasem przekonacie się, że mam pewien stały zestaw dodatków na C, które przewiną się zapewne przez wszystkie potrawy, a są to: czosnek, cebula, cytryna i chili.
Jeżeli lubicie poeksperymentować sobie w kuchni, to ten kącik jest właśnie dla Was.
SHOW TIME!!!Na dobry początek proponuję zupę, którą jakiś czas temu wymyśliłem zupełnie sam.
MIĘTOWY KREM ZE SZPINAKU
Odkąd sięgam pamięcią, jak każdy szanujący się pies, nienawidziłem tego zielska.
Wreszcie stwierdziłem, że muszę coś z tym zrobić, najlepiej zabijając lub chociaż zagłuszając smak chlorofilu.
Składniki:
1 porcja mrożonego szpinaku (0,5 kg),
1 duża cebula,
pół cytryny,
4 saszetki mięty,
pół opakowania krewetek koktajlowych,
kubek wody,
oliwa,
bazylia + oregano,
sól i pieprz.Czas przygotowania: około 0,5 godziny.
Sposób przygotowania:
Miętę zalewamy wrzątkiem, zostawiamy aż naciągnie i ostygnie.

Szpinakowy brykiet topimy i smażymy na patelni, doprawiając solą, a potem wrzucamy do gara.

Cebulę kroimy jak nam się podoba. Najwygodniej w piórka, obsmażamy aż zmięknie i dorzucamy do szpinaku.

Zalewamy to ostygłym naparem, dodajemy sok wyciśnięty z połówki cytryny, dosypujemy bazylię i oregano.
Taką breję

brutalnie masakrujemy blenderem na jednolitą masę.
Dodajemy pieprz, tyle żeby potrawa była lekko uszczypliwa.
Właściwie w tym momencie potrawa jest gotowa do spożycia.
Po kuchni unosi się mocny, miętowy aromat, a sam krem dzięki cytrynowemu sokowi jest lekki i orzeźwiający.
Jednym słowem wiosna na talerzu!!!
Jednak żeby krem nie był taki nudny, dodałem do niego coś na ząb.
Smażone krewetki nadają się idealnie, ponieważ nie zmieniają smaku potrawy, a wysypując je na wierzch gęstej zupy, kontrastują ślicznie, kolorystycznie.
Na zdjęciu widać krewetki duże z ogonami, ale dałem je tylko, żeby potrawa bardziej efektownie się prezentowała.
Koktajlowe (te najmniejsze i najtańsze) w zupełności spełniają swoje zadanie.
Opcjonalnie dla osobników bezmięsnych, można do kremu dosypać orzechów nerkowca, które miękną pod wpływem ciepła.
BON APPETIT ;D