czwartek, 24 marca 2011

Fafik's travels 14 - InAzia w Sopocie

Przechadzka brzegiem Zatoki Gdańskiej, w wietrzny, zimowy dzień powoduje, że organizm szybko się wyziębia i pragnie czegoś na rozgrzewkę.

Nie od dziś wiadomo, że kuchnia azjatycka potrafi rozgrzać do czerwoności nawet największych zmarzlaków.

W zabytkowej Rotundzie,

przy sopockim molo

znajduje się Restauracja InAzia, serwująca dania pochodzące z Dalekiego Wschodu (chińskie, japońskie, tajlandzkie, wietnamskie, koreańskie, indyjskie).

Wpadłem tam dosłownie na chwilkę i zamówiłem zupę z owoców morza z tamaryndowcem i trawą cytrynową na rozgrzewkę,

oraz nietypowy, cytrynowy creme brulee dla nabrania energii przed dalszym hasaniem.

Jestem absolutnie usatysfakcjonowany pobytem w tym przybytku.
Dania były smaczne, ładnie podane, kelnerki uwijały się jak w ukropie (jedna dania podawała, inna zbierała talerze, wszystko w białych rękawisiach).
Ewentualnie mógłbym ponarzekać na wygórowane ceny (szczególnie win), ale w końcu jest to restauracja należąca do Sheratona, więc czego innego miałbym się spodziewać ;D

Na zakończenie coś z zupełnie innej beczki.
Niedaleko molo znajduje się park miejski, nazwany na cześć Prezydenckiej Pary.

Według tablicy informacyjnej stoi jak nic, że Prezydentem RP była Maria, a jego żoną Lech ;)))

Po raz kolejny wychodzi buractwo Polaków, bezmyślnie upamiętniających innych ludzi.

środa, 23 marca 2011

Fafik's travels 14 - Sopocki Hotel Grand


Nawet najbardziej zatwardziały pies-wieśniak marzy żeby spędzić chwile luksusu nad morzem, a gdzie najlepiej się polansować jeśli nie w słynnym sopockim Hotelu Grand.

Obecnie istnieje on pod odrobinę zmienioną nazwą - Sofitel Grand, co oznacza że znajduje się na najwyższej, wypierdzianej w kosmos półce sieci hoteli Accor, o czym w poetyckich słowach wspominała Agnieszka Osiecka w piosence "Sopockie bolero".

Nie będę nic pisał o jego historii, architekturze, słynnych gościach i tym, że obok sopockiego mola jest wizytówką tej miejscowości.
Jego charakterystyczna bryła widoczna jest już z oddali Zatoki Gdańskiej.

Już na wejściu gości wita miła obsługa, jednak szybko nabiera dziwnych podejrzeń patrząc na mojego Panka, który obecnie z tą nieszczęsną brodą i ubrany jak łachudra, przypomina bezdomnego spod mostu.
Jednakże blask karty kredytowej szybko rozwiewa wszelkie wątpliwości i już za chwileczkę lądujemy w ogromnym, znajdującym się tuż nad kasynem pokoju

z rozpościerającym się za przestronnymi oknami widokiem na zatokę.

Obszerna łazienka również posiada okno, spozierające na sąsiadujący Hotel Sheraton.

Co wieczór pani z obsługi przychodzi z zapytaniem, czy czegoś nie trzeba oraz czy wszystko w porządku, przy okazji wręczając wierszyk lub pralinkę.
Normalnie snobizm na najwyższych obrotach i banknoty pięćdziesięciozłotowe walające się po korytarzach.

Żeby nie było tak różowo, trzeba wspomnieć o minusach.

Idąc do kompleksu basenowo-saunowego również spodziewałem się czegoś niesamowitego, tymczasem basen jak na obiekt tej wielkości, plasuje się gdzieś pomiędzy brodzikiem, a mydelniczką i daleko mu do standardu łódzkiego Andel'sa.

Sucha sauna była wiecznie niedogrzana, pomimo intensywnego podlewania kamieni, a jednym jej plusem był minibasen ze zmrożoną wodą i lodem do nacierania ciała.

Jednakże największe faux pas to hotelowy podjazd i park przed głównym wejściem.

Na remont podjazdu jestem gotowy przymknąć oko, wszak naprawia się go, żeby gościom później było lepiej.

Natomiast przechadzka alejkami wśród drzew to istny horror!!!
Każdy szanujący się gospodarz na wsi dba o własne podwórko, po którym często gęsto hasają kaczki i kury brudząc niemiłosiernie.
Sprząta obejście żeby było czyste i zadbane, gdyż jest ono niejako wizytówką domu i jego mieszkańców.
Przed Grandem granda nie z tej ziemi, bo łapki wprost lepią się do chodnika oblepionego ptasim gównem!!!

Chodzenie po tym graniczyło z intensywnym powstrzymywaniem się przed dolaniem własnych rzygowin.

W dzisiejszych czasach jest tyle dobrych, nieinwazyjnych metod płoszenia ptactwa, a w Sopocie średniowiecze.
Osobiście polecałbym zainwestowanie w sokoła, który przy okazji miałby idealną miejscówę ;)

Jednak nie zważając na te drobne potknięcia, z czystym sumieniem polecam chociażby jednodobowy pobyt ;D

poniedziałek, 21 marca 2011

Bizarre Bite 1 - Miętowy krem ze szpinaku

Z okazji dzisiejszego Dnia Wiosny mam dla Was niespodziankę.

Od pewnego czasu nosiłem się z zamiarem stworzenia kolejnego, blogowego cyklu, traktującego tylko i wyłącznie o jedzeniu.
Uwielbiam dobre jedzenie, a jak do tego zostanę zaskoczony przy stole dziwnym połączeniem smaków, to jestem w siódmym niebie.

Sam jestem kucharzem raczej marnym.
Nie mam wypasionej kuchni, ani zajebistych garów, nie znam się na właściwej technologii obróbki składników, nawet żadnej książki kucharskiej nie posiadam.
W kuchni bywam rzadko, bo zazwyczaj żywię się w "miejskich śmieciarniach".
Od czasu do czasu idę sobie do jakiejś wypasionej restauracji i zamawiam najbardziej wymyślne dania z karty, w myśl zasady im dziwniej, tym lepiej.

Najczęściej taka też będzie prezentowana przeze mnie kuchnia!!!
Z czasem przekonacie się, że mam pewien stały zestaw dodatków na C, które przewiną się zapewne przez wszystkie potrawy, a są to: czosnek, cebula, cytryna i chili.

Jeżeli lubicie poeksperymentować sobie w kuchni, to ten kącik jest właśnie dla Was.

SHOW TIME!!!

Na dobry początek proponuję zupę, którą jakiś czas temu wymyśliłem zupełnie sam.

MIĘTOWY KREM ZE SZPINAKU

Odkąd sięgam pamięcią, jak każdy szanujący się pies, nienawidziłem tego zielska.
Wreszcie stwierdziłem, że muszę coś z tym zrobić, najlepiej zabijając lub chociaż zagłuszając smak chlorofilu.

Składniki:
1 porcja mrożonego szpinaku (0,5 kg),
1 duża cebula,
pół cytryny,
4 saszetki mięty,
pół opakowania krewetek koktajlowych,
kubek wody,
oliwa,
bazylia + oregano,
sól i pieprz.


Czas przygotowania: około 0,5 godziny.

Sposób przygotowania:
Miętę zalewamy wrzątkiem, zostawiamy aż naciągnie i ostygnie.

Szpinakowy brykiet topimy i smażymy na patelni, doprawiając solą, a potem wrzucamy do gara.

Cebulę kroimy jak nam się podoba. Najwygodniej w piórka, obsmażamy aż zmięknie i dorzucamy do szpinaku.

Zalewamy to ostygłym naparem, dodajemy sok wyciśnięty z połówki cytryny, dosypujemy bazylię i oregano.

Taką breję

brutalnie masakrujemy blenderem na jednolitą masę.
Dodajemy pieprz, tyle żeby potrawa była lekko uszczypliwa.

Właściwie w tym momencie potrawa jest gotowa do spożycia.
Po kuchni unosi się mocny, miętowy aromat, a sam krem dzięki cytrynowemu sokowi jest lekki i orzeźwiający.

Jednym słowem wiosna na talerzu!!!

Jednak żeby krem nie był taki nudny, dodałem do niego coś na ząb.
Smażone krewetki nadają się idealnie, ponieważ nie zmieniają smaku potrawy, a wysypując je na wierzch gęstej zupy, kontrastują ślicznie, kolorystycznie.

Na zdjęciu widać krewetki duże z ogonami, ale dałem je tylko, żeby potrawa bardziej efektownie się prezentowała.
Koktajlowe (te najmniejsze i najtańsze) w zupełności spełniają swoje zadanie.
Opcjonalnie dla osobników bezmięsnych, można do kremu dosypać orzechów nerkowca, które miękną pod wpływem ciepła.

BON APPETIT ;D

niedziela, 20 marca 2011

Bydgoska Sobota z Komiksem 2011

Bydgoska Sobota z Komiksem jak zwykle nie zawiodła moich oczekiwań, co do kameralnego, skromnego wręcz "rodzinnego" festiwalu.

Zaczęło się o 11 otwarciem wystawy i rozdaniem prezentów ;) które wręczane były przez cały czas trwania imprezy.

Później Janusz Wyrzykowski poprowadził warsztaty komiksowe.

Następnie impreza przeniosła się do salki kinowej, gdzie najpierw profesor Zwierzchowski dał interesujący wykład na temat komiksu historycznego.

W przerwie między kolejnymi atrakcjami, odbył się konkurs z wiedzy o komiksie.
Właściwie chciałem dać szansę młodym ludziom, bo fundowane nagrody już posiadam w swoim zbiorach, ale gdy zobaczyłem ludzi pragnących wziąć udział, to już nie mogłem się powstrzymać w chęci rywalizacji ;D
Zatem trzecie miejsce chyba nie jest najgorsze ;))) a naręcze zdobytych komiksów, pewnie zacznę przekazywać w jakichś charytatywnych celach hahaha

Kolejne było wspominkowe spotkanie z seniorami Andrzejami - Białoszyckim oraz Nowakowskim.

Jakub Kiyuc dość introwertycznie i z pewnymi problemami technicznymi, przybliżył publiczności swój projekt - Czarna Materia prezentuje Konstrukt.

Dzięki temu wreszcie po części zrozumiałem o co w tym wszystkim chodzi, że jest to część instalacji artystycznej i stricte komiksem nie jest.
Więc choć nadal dziurawe jest toto jak ser szwajcarski, przynajmniej nabrało jakiegoś kształtu.

Na zakończenie odbyło się spotkanie z legendarnym twórcą undergroundowym - Darkiem "Pałą" Palinowskim, który był lekko niedysponowany ;-) oraz twórcami dokumentu o nim, wyświetlonego (pomimo znacznych utrudnień ze strony techniki) zgromadzonym niedobitkom uczestników.

Podsumowując.
Złego słowa nie dam powiedzieć o tym festiwalu!!!
Bardzo sympatyczna atmosfera.

Kilka fatalnych fotek na zakończenie

oraz zdobycze ;D
komiks wygrany na początku roku w internetowej zabawie (picie wina w umiarkowanych ilościach pomaga w rozwiązywaniu)

szybki rysunek w "Na szybko spisane"

oraz Mięsna Kobieta z Konstruktu

W dużym skrócie co nas czeka w nadchodzącym tygodniu:
1. "Kolekcjonerska" reedycja pierwszego tomu Funky'ego Kovala.
2. Fantasy szmira "Sucker Punch".

TO JUŻ OSTATNI GWIZDEK NA POMOC ARTYŚCIE I MUZIE W IDEALNYM WYBORZE, PERFEKCYJNEGO PORTRETU ;D

czwartek, 17 marca 2011

Papieski gniot

Na wczorajszym spacerze byłem w miejscu, które ostatnio zostało przez ludzi totalnie zmasakrowane.
Kilka lat temu, jakiś tubylec podczas przeglądania setek zdjęć z prawiebłogosławionym, oświeconym i nieomylnym JP2, natknął się na jedno, które wydało mu się znajome.
Okazało się, że podczas swoich młodzieńczych spływów, nawiedził ON również ten zakątek Polski i został uwieczniony przez fotografa, jak szama kanapkę pod drzewem.
Zacni obywatele postanowili uczcić ten wzniosły moment, stawiając "monument" na miarę swoich możliwości.

W miejscu gdzie prawie przez cały rok kwitły stokrotki (sam je wąchałem w styczniu, podczas pewnej bardzo ciepłej zimy), które zostały brutalnie rozjechane przez ekipę budowlaną, powstał...
KAMIENNO-BETONOWY KOSZMAR!!!

Ten kajak z betonu, ze skrzyżowanymi kamiennymi wiosłami autentycznie posłał mnie na kolana, bym chwilę później padł krzyżem i dygotał w spazmach śmiechu ;D

Przynajmniej teraz miejscówka jest lepiej przystosowana do młodzieżowych, magicznych rytuałów, czego ślad znalazłem tuż niedaleko ;)))

Powinni jeszcze obsiać teren ziołem ;) i kwieciem wszelakim.
Byłbym wtedy z Pankiem stałym bywalcem ;D

Polacy to nawet pomników stawiać nie potrafią, choć bardzo lubują się w tym sporcie.

Wszystkim, którzy jeszcze nie mieli okazji wziąć udziału, przypominam o zabawie obrazem, na którym czytelnicy wybierają również mój najbardziej korzystny wizerunek.
GORĄCO ZACHĘCAM DO ZABAWY!!!

środa, 16 marca 2011

Wiosenne zwiastuny

Zainspirowany wpisem na podglądanym blogu, postanowiłem wyruszyć dzisiaj w poszukiwaniu pierwszych zwiastunów wiosny.
Zrobiłem to wcześniej niż rok temu, zatem wiosenne symptomy będą inne.

Wychodząc z domu, w nozdrza uderzył mnie swojski zapach... obornika, leżącego na pryzmie niedaleko.

Nad głową pojawił się smakowity klucz pysznej gęsiny, w oddali słychać było radosny klangor żurawi, nad polami ganiła się para kruków, a w okolicznych krzakach świergoliły wesoło wróble.

Na łące wyrastają masowo, jak grzyby po deszczu, kolejne krecie kopce.

W lesie oblodzony strumyk,

raźno szemrze pośród kamieni.

Nad jego brzegiem zwierzaki urządziły sobie błotne SPA.

Zaprzyjaźniona, wielopokoleniowa, borsucza rodzina, robi już porządki wokół swojej ziemnej twierdzy, na szczycie wzgórza.

Niestety nie wszyscy zimę przetrwali.

Swoją drogą muszę namówić Panka, żeby poopowiadał Wam o norach tych zwierzęcych inżynierów budowlanych.
W końcu swego czasu naukowo rozpisywał się na ten temat.
Ehhh... Nawet dziurze w ziemi nie przepuści ;D

Podczas gdy rzeczny zalew częściowo skuty krą,

zeszłoroczne łodzie tkwią jeszcze w lodzie,

inna część rzeki szumi sobie wartko wśród drzew i korzeni,

natomiast na brodzie starego koryta, wody jakby mniej.

Nabrzmiałe drzewne pąki chwila moment eksplodują soczystą zielenią,

a czubki olch zaróżowiły się od kwiatostanów.

Leśne runo jeszcze poszarzałe, jednak jak się dobrze szuka, można znaleźć kępkę przebiśniegów,

pod zbutwiałymi liśćmi kiełkują fiołki,

zimozielony kopytnik skrywa pąki niepozornych kwiatów,

tak samo jak jego kuzynka przylaszczka,

która za miesiąc modro pokoloruje dno lasu.