Już dawno nie urządziłem sobie takiego typu wyjazdu.
Zazwyczaj moje podróże wiążą się z obowiązkami zawodowymi lub są typowo turystyczne, nastawione na zwiedzanie i poznawanie świata.
Ten wyjazd był czysto rekreacyjny, bez napinania się, że coś trzeba zobaczyć, zwiedzić, sfotografować.
Kilkudniowe leżenie do góry brzuchem, przerywanie testowaniem kolejnych knajp.
Przy okazji nieumiarkowanego jedzenia, było też obfite picie, dzięki temu utwierdziłem się w przekonaniu, że obecnie moimi ulubionymi winami, są te robione z ze szczepu Gewurztraminer.
Kraków, miasto którego żadnemu dorosłemu Polakowi raczej przedstawiać nie trzeba.
Obowiązkowy punkt wyjazdowy wycieczek szkolnych.
W kolejnych wpisach spodziewajcie się zatem czegoś o spaniu, jedzeniu i jednej "obowiązkowej" wycieczce ;)
Ostatni raz tam byłam na dłużej na koncercie Lennego Kravitza wraz z moim najstarszym siostrzeńcem - młody niczym małpa po rusztowaniach z oświetleniem hasał i inne cuda wyczyniał, powodując wzrost ciśnienia u mnie ;)
OdpowiedzUsuńA od pewnego czasu wyłącznie przejazdem na szybką kawę.
Fafiku gdzieś Ty wlazł? Do nosa??? ;)
No proszę człowiek kisi się w czterech ścianach domu z małymi przerwami na spacer z psiną Haliną, a Fafik szaleje po Krakowie:))) A mówię, że pieskie życie jest złe :)))
OdpowiedzUsuń;] da ;]
OdpowiedzUsuńcieszę się, że wyjazd się... udał ;]
mimo wszystko ;] a raczej... pogody ;P
Zgadzam się co do wyboru wina i polecam spróbować muscatów, szczególnie tych musujących.
OdpowiedzUsuńJakżeż tak można, nie wpaść choćby na kawę?!
OdpowiedzUsuń;> no właśnie- wstydź się Aneto ;]
OdpowiedzUsuńwstydź ;]
Byłam w Krakowie w zeszłe wakacje i jak wielokrotnie mówiłam na łamach blogów jest to jedno z moich ulubionych miejsc.Nigdzie indziej nie spotkałam takiego klimatu!
OdpowiedzUsuńA Fafik wyszedł niesamowicie dostojnie.
;*
Patka
Pani Czekoladko, sam do tego nosa nie wlazłem, ino mnie Panek tam wcisnął.
OdpowiedzUsuńPanie NordBerdzie, nie narzekam na swoje pieskie życie, a z Halinką też bym sobie pobiegał wśród kwiecia.
Panie Kimonku, gdybym więcej zwiedzał w Krakowie, to może bym na pogodę ponarzekał, więc nie było najgorzej.
Panie Arthi, po musujących winach maleńki brzuszek mi wzdyma.
Pani Aneto, adresu nie znałem.
Pani Patko, rzeczywiście Kraków nie jest złym miastem, chociaż podczas tego pobytu uszy mi więdły od wszędobylskiej "Barki"
Kraków wypiękniał przez ostatnich kilka lat...a może to tylko kwestia pory roku...
OdpowiedzUsuń"wszędobylska barka"to jak sądzę z racji tego że to był beatyfikacyjny weekend-w odpowiednim otoczeniu to piękna piosenka...
w dziurce nosowej! ale pomysl:-)))
OdpowiedzUsuńto w lancuchu ma jakis ukryty przekaz?;-)
tak ogolnie to bardzo romantyczne zdjecia, jesli mozna tak napisac. teraz czekam na relacje ze spania jedzenie i picia;-)
Pani Czarodziejko, "Barka" jest piękną piosenką, ale podczas tego pobytu było jej stanowczo za dużo, a wiadomo że od nadmiaru głowa boli.
OdpowiedzUsuńEnzo, zdjęcia w nosie i w łańcuchu były robione spontanicznie, bez ukrytego przekazu.
hahahahah nie mogę z tego zwierzaka :D praktycznie na każdym zdjęciu go widze :)
OdpowiedzUsuńPrawda, że uroczy ;DDD
OdpowiedzUsuń