czwartek, 4 marca 2010

Alice in Wonderland

ALE GÓWNO!!!
Tak rzekła panienka, siedząca obok mnie, gdy zaczęły się napisy końcowe najnowszego filmu Tima Burtona.



Krótko i treściwie ;D
Najgorsze jest to, że w takim wypadku... jestem gównojadem. Świeżutkie danie, szalonego reżysera baaardzo mi smakowało.
Przyznam się szczerze, że przygód Alicji nigdy nie czytałem. Znam je z filmu Disneya, ale nie tego klasycznego, z blondwłosą dziewuszką w błękitnym fartuszku, tylko wariacji z Myszką Miki w roli głównej, a także niezliczonych zapożyczeń i inspiracji popkulturowych.



Burton wymieszał wszelakie wątki z obydwu opowieści o Alicji, która w tym filmie jest dorastającą panną na wydaniu, niegodzącą się na gorset konwenansów epoki.
Sporo wątków i postaci zostało pominiętych, więc osoby liczące na 100% ekranizację prozy, mogą być srodze zawiedzeni.

Scenografia, muzyka (Elfman), stroje i nastroje ;-) to cały czas burtonowskie klimaty, choć odrobinę przefiltrowane przez Disneya, więc nie jest tak do końca mrocznie i szalenie. Nie zapominajmy, że jest to bajka dla dzieci ;D

Film oglądałem w oryginalnej wersji językowej, gdzie pod postacią największego skurwiela podpisuje się nie kto inny, tylko sam Christopher Lee (zresztą za wiele do powiedzenia nie miał ;-)
Główne skrzypce w opowieści, gra Szalony Kapelusznik grany przez Johnny'ego Deppa. W filmach Burtona cały czas wysoka klasa i ten sam typ postaci. W polskiej wersji językowej, głos podkłada Czarek "Kiler" Pazura - totalny samobój (obojętnie w jakim podkładzie - gra tą samą rolę). Aż żal nie wykorzystania talentu Jarosława Boberka, moim skromnym zdaniem, mistrza polskiego dubbingu, potrafiącego samym głosem stworzyć miliony różnych postaci.
Helena Bohnam Carter (prywatnie żona reżysera) rewelacyjnie zagrała Czerwoną Królową - czyli apodyktycznego bachora z monstrualnie wielką głową (polski głos - Kasia Figura).
Idealnie został obsadzony jeden z moich ulubionych komików - Matt Lucas aka Daffyd Thomas z Little Britain (lol), w podwójnej roli braci-bliźniaków Dyludylu.
Jednakże najlepszą postacią, która kradnie całej reszcie show, jest generowany komputerowo Kot z Cheshire. Ten uśmiech zniewala ;-)

Projekty Białej Królowej

i Czerwonej Królowej



są wyjątkowo podobne do person występujących w kampanii reklamowej tenisówek Converse, stworzonej w 2007 roku przez uznanego, polskiego fotografa, młodego pokolenia Andrzeja Dragana.
Na jego miejscu mocno bym się zastanowił nad egzekwowaniem praw autorskich od producentów filmu ;-)





Tim Burton stworzył film czerpiący garściami z obydwu opowiadań Lewisa Carrolla, opowiadając zupełnie nową historię na podstawie powszechnie znanych epizodów. Z drugiej strony widać, że ograniczały jego wyobraźnię ramy dziecięcego i infantylnego sposobu prowadzenia bajek wg Disneya.

Jeżeli nie jesteście wyznawcami jedynej, słusznej wizji Carrolla jak i Burtona, film ten powinien przypaść Wam do gustu.

Gdyby ktoś chciałby jeszcze więcej poczytać sobie o tym filmie, proszę bardzo: Polityka, Newsweek, GW i Dziennik.

Ja z chęcią zobaczyłbym ten musical ;-) z 1976 roku:



5 komentarzy:

  1. bys sie lepiej za porządną robote wziął a nie śmierdzace bąki zbijasz

    OdpowiedzUsuń
  2. Może najpierw trzeba jednak przeczytać oryginał? Wtedy by się wiedziało, co autor czerpie z Carrola, nie tylko z projektu trampków.
    Ale de gustibus,,,

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowi - Wrzućcie na luz. Please. Peace;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajna recka. Kot był rzeczywiście świetny. Tylko było go cholernie mało...nie sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
  5. Thx za complemento ;-)
    Szczerzyzęba rzeczywiście sakramencko mało.

    OdpowiedzUsuń