czwartek, 24 lutego 2011
Fafik's travels 13 - Na nartach w Szczyrku
Będąc w Cieszynie, skoczyłem na jedno popołudnie do Szczyrku, poszusować na nartach z najwyższego szczytu Beskidu Śląskiego - Skrzycznego (1257 m n.p.m.).
Do wyboru jest kilka tras, o różnym stopniu trudności i przyznaję się, że Kaskadę w jednym miejscu przejechałem... na ogonie ;)
Tego dnia pogoda była wyjątkowo paskudna, gdyż wiał silny wiatr.
Wyciąg krzesełkowy był okresowo zamykany, bo nadmiernie huśtał się na wietrze.
Do tego na szczycie było bardzo zimno i padał śnieg, natomiast na dole panowała obrzydliwa plucha.
Przy takich warunkach pogodowych, narciarz ze mnie dość marny i mam zbyt mało samozaparcia w tym kierunku, więc większość czasu spędziłem jeżdżąc ratrakiem
albo towarzysząc Pankowi przy grzanym piwie ;)
poniedziałek, 21 lutego 2011
Fafik's travels 13 - Zimowy Cieszyn
Cieszyn to taka powiatowa dziura na południu Polski, która jest historyczną stolicą Śląska Cieszyńskiego.
W średniowieczu miał spore znaczenie, jednak po I wojnie światowej stał się terytorium spornym między dwoma państwami, w rezultacie czego został podzielony na dwie części (naturalną granicę tworzy nurt Olzy) i współcześnie znany jest głównie... z byłego, największego przejścia granicznego z Czechosłowacją.
Część polska jest bardziej urozmaicona i różnorodna, natomiast u Czechów jest bardziej współcześnie, a dokładniej socrealistycznie ;)
Turystycznie można go zaliczyć, jako typową jednodniową atrakcję.
Do zwiedzenia są Rynek z Ratuszem,
oraz starówką, kilka kościołów, dwa cmentarze i Wzgórze Zamkowe, z którego można podziwiać całą panoramę miasta.
Stoi tutaj najważniejszy, cieszyński zabytek - romańska rotunda św. Mikołaja, która jednocześnie jest jedną z najstarszych, polskich budowli.
Pewnie dlatego zasłużyła sobie na uwiecznienie, na rewersie dwudziestozłotowego banknotu.
Spaliśmy w Szkolnym Schronisku Młodzieżowym.
Taniocha!!! dająca się odczuć mrozem pizgającym po nerkach ;D
Z ciekawostek, w tubylczym kinie, natknąłem się na interesujący Dyskusyjny Klub Filmowy ;)))
wtorek, 15 lutego 2011
Kurs jeziornego morsa
Zima nie odpuszcza i czeka nas kolejna fala mrozów, zatem to już ostatni gwizdek żeby skorzystać z uroków zimowej kąpieli.
Na samym początku tego roku zaprezentowałem przyspieszony kurs morskich igraszek ;)
Tym razem będzie trochę bardziej szczegółowo.
Gdy wymyśliłem sobie to całe morsienie, jako kolejne urozmaicenie "nudnego" żywota, cała rodzina na hasło - "Idę się kąpać!" (w styczniu, przy trzaskającym mrozie), dość znacząco pukała się w czoło ;D
Przeżyłem przygodę bez szwanku i całkowitego braku jakiejkolwiek choroby przez cały kolejny rok.
Zupełnie przypadkiem dowiaduję się kolejnej zimy, że po kryjomu przede mną, radośnie pluskają się rodzice.
W następnych latach dołączył brat, jego szwagier i paru znajomych.
Wszyscy chwalą sobie tą formę wypoczynku, jednak należy pamiętać o pewnych zasadach, które zebrałem po kilkuletnich doświadczeniach.
Po pierwsze odpowiednia pogoda!!!
Mróz może być koszmarny (-25 stopni to najniższa temperatura, przy której to robiłem), grunt żeby nie wiało, ponieważ jak wiadomo wiatr (nawet najlżejszy) doskonale wychładza, stąd popularność wiatraków latem ;)
Po drugie umiejętne rąbanie przerębla, aby zbytnio się nie zachlapać wodą.
Metodą prób i błędów, moją najnowszą techniką rąbania jest początkowe nacięcie tafli, tak żeby nie przebić się do wody ale być tuż nad nią.
Dodatkowo nie rąbię rogów, ponieważ woda która wypłynie po przebiciu lodu, wypełni cały rowek i kończąc przebijanie, cudownie zachlapiemy całe ubranie.
Zatem szybkimi ciosami przebijamy się osobno w obrębie każdej linii, a na koniec pojedynczymi uderzeniami oddzielamy krę, następnie wpychając ją pod pozostały lód.
Trzecia jest porządna rozgrzewka.
Jeżeli to my byliśmy rębaczami, a lód odpowiednio gruby, tą pozycję można sobie odpuścić, bo już jesteśmy odpowiednio rozpaleni.
Ważny jest też właściwy strój.
Czapka to podstawa!!!
Opcjonalnie można założyć rękawiczki, bo w paluszki jest zimno ;D
Teraz już pozostaje nam radośnie wkroczyć w mroczną otchłań
i plumkać się ile kto wytrzyma, z bolesnym szczękościskiem mającym udawać szczery uśmiech ;)))
Wychodząc z wody, staram się to robić na jakiś materiał (kurtka, ręcznik), ponieważ stopy szybko kostnieją od zimnego podłoża.
Wrażenia po kąpieli są niesamowite.
Człowiek jest rześki, pełen energii, a także odczuwa się niesamowite... ciepło ;)
Kąpiele zdecydowanie odradzam mężczyznom z kompleksami, bo zimna woda silnie wpływa na kurczliwość ;D
czwartek, 10 lutego 2011
Fafik's travels 12 - Przyja(e)zn(d)y Wrocław
Stali czytelnicy wiedzą, że nie przepadam za miastami.
Jestem wieśniakiem i nie wstydzę się tego.
Ba! Nawet szczycę się tym, może czasami zbytnio ten fakt podkreślając.
Miasta są chałaśliwe, śmierdzące i ogólnie męczące.
Jednak jest kilka polskich metropolii, w których od biedy mógłbym mieszkać z przyjemnością, a są to Gdańsk, Poznań, Wrocław, ewentualnie Kraków.
W tym pierwszym często bywam z racji niewielkiej odległości od obecnego miejsca zamieszkania, drugie przez sześć lat stanowiło naukową mekkę mojego Panka, natomiast ostatnie jest tak daleko, że byłem tam tylko na wycieczce i od razu mi się spodobało.
Dużo wody, zieleni, mostów i mosteczków, urokliwych zakątków z niewyobrażalną ilością monumentów, pomników, rzeźb oraz krasnali ;)
Do tego dochodzi łagodny klimat - wegetacja rozpoczyna się jakieś 2-3 tygodnie wcześniej niż na Kujawach, o wschodnich rubieżach nie wspominając.
Miasto często wygrywa, albo jest w ścisłej czołówce rankingów na najbardziej przyjazną miejscówkę.
Dla turystów jest sporo różnorodnych zabytków do obejrzenia:
Stary Rynek,
Ostrów Tumski z Archikatedrą św. Jana Chrzciciela,
Panorama Racławicka, czyli połączenie ogromnego obrazu z rzeczywistymi elementami dekoracyjnymi dla uzyskania efektu 3D,
czy Hala Stulecia, o której uczą się studenci architektury na całym świecie.
Jak ten żelbetonowy "tort" stoi i się nie zawala, bez lasu kolumn wewnątrz, pozostaje dla mnie jedną, wielką zagadką ;D
Jestem wieśniakiem i nie wstydzę się tego.
Ba! Nawet szczycę się tym, może czasami zbytnio ten fakt podkreślając.
Miasta są chałaśliwe, śmierdzące i ogólnie męczące.
Jednak jest kilka polskich metropolii, w których od biedy mógłbym mieszkać z przyjemnością, a są to Gdańsk, Poznań, Wrocław, ewentualnie Kraków.
W tym pierwszym często bywam z racji niewielkiej odległości od obecnego miejsca zamieszkania, drugie przez sześć lat stanowiło naukową mekkę mojego Panka, natomiast ostatnie jest tak daleko, że byłem tam tylko na wycieczce i od razu mi się spodobało.
Dużo wody, zieleni, mostów i mosteczków, urokliwych zakątków z niewyobrażalną ilością monumentów, pomników, rzeźb oraz krasnali ;)
Do tego dochodzi łagodny klimat - wegetacja rozpoczyna się jakieś 2-3 tygodnie wcześniej niż na Kujawach, o wschodnich rubieżach nie wspominając.
Miasto często wygrywa, albo jest w ścisłej czołówce rankingów na najbardziej przyjazną miejscówkę.
Dla turystów jest sporo różnorodnych zabytków do obejrzenia:
Stary Rynek,
Ostrów Tumski z Archikatedrą św. Jana Chrzciciela,
Panorama Racławicka, czyli połączenie ogromnego obrazu z rzeczywistymi elementami dekoracyjnymi dla uzyskania efektu 3D,
czy Hala Stulecia, o której uczą się studenci architektury na całym świecie.
Jak ten żelbetonowy "tort" stoi i się nie zawala, bez lasu kolumn wewnątrz, pozostaje dla mnie jedną, wielką zagadką ;D
środa, 9 lutego 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)