środa, 11 sierpnia 2010
mine Vaganti
Zupełnie cichutko weszła sobie do kin, włoska komedia obyczajowa.
Niestety żeby ją sobie obejrzeć, musiałem się specjalnie fatygować do stolicy, bo oczywiście multiplexy pokroju Cinema City czy Multikino, takim filmikiem nie zawracają sobie głowy.
A pamiętam jak dziś, gdy molochy kinowe wchodziły na rynek, trwała debata, czy zabiją zwyczajne kina i repertuar przez nie puszczany.
Broniły się wtedy stwierdzeniem, że właśnie dzięki temu, iż mają kilkanaście sal, te wielkie w których będą puszczane filmy kasowe, utrzymywać będą te niewielkie salki, w których wyświetlane będą dzieła dla koneserów hahaha
Nawet dałem się nabrać na tą gładką gadkę ;/
Ale wracając do "mine Vaganti", jest to opowieść o pewnej włoskiej rodzinie, producentów makaronu, mieszkającej w jakimś prowincjonalnym miasteczku.
Ojciec, matka, postrzelona babka (rewelacyjna Ilaria Occhini), ciotka alkoholiczka, dwaj bracia oraz córka z przygłupim mężem i pulchnymi córeczkami, wszyscy mają swoje małe sekreciki. Na dokładkę służące, kochanka, wspólnik z piękną córką, przyjaciele z Rzymu i reszta mieszczan, przed którymi nic się nie ukryje.
Film jest pełen ciepłego humoru, czasem slapstikowego, czasem tragikomicznego, często ciętego i ironicznego.
Miałem to szczęście, że widownia wyjątkowo żywo reagowała na to, co się dzieje na ekranie, więc przyjemność oglądania była większa.
Można się czepiać, że ludowe mądrości wciskane są momentami zbyt łopatologicznie, że niektóre postacie, są przedstawione zbyt idealistycznie lub przejaskrawione, nie zmienia to jednak faktu, że już dawno nie ubawiłem się w kinie na "zwykłej" komedii.
Przyzwoicie zrobione zdjęcia, wpadająca w ucho muzyka, niezłe aktorstwo i absolutnie rewelacyjna scena z ciastkami ;)
Idealnie skrojona rozrywka na miły, ciepły, letni wieczór.
Jak już przy włoszczyźnie jesteśmy, to na sam koniec skoczna melodia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz