czwartek, 12 sierpnia 2010

Pielgrzymka na Jasną Górę

Już jutro po raz dwudziesty (według mojej rachuby) wchodzi na Jasną Górę Piesza Pielgrzymka ze Świecia nad Wisłą.

Zebrało mi się na wspomnienia, ponieważ jest to spory kawał mojej młodości.
Nie ma co ukrywać, że pomimo obecnego, sporego antyklerykalizmu - byłem, jestem i raczej będę wierzący.
Od końca podstawówki do końca studiów, gdy dysponowałem sporą ilością wakacyjnego czasu wolnego, część z niego poświęcałem na wypoczynek w modlitwie i drodze.

Zaczynałem w 1991 roku, gdy na Jasnej Górze organizowane były Światowe Dni Młodzieży, połączone z wizytą JP2.

Wtedy jednak nie szedłem, tylko razem z ojcem pojechaliśmy rowerami, wzbudzając (w tamtych czasach) spore zainteresowanie na drodze.
Przecieraliśmy szlaki i jeszcze nie wiedzieliśmy jak to się je, zatem podróż zajęła ponad tydzień, aby na koniec dołączyć do pieszych.
W kolejnych latach następowały modyfikacje trasy, etapów i noclegów, aż doszliśmy do złotego środka - czterech dni w drodze.

Z perspektywy czasu i doświadczenia z przykrością stwierdzam, że najmniej życzliwi i gościnni okazywali się... księża ;/

Po czwartej, rowerowej wyprawie, nadszedł czas na pokonanie całej trasy na piechotę.
Grupa świecka wychodzi drugiego sierpnia i jest ostatnią z diecezji pelplińskiej.
W pamiętnym 1991 roku liczyła około 250 osób, by w kolejnych skurczyć się do 50-100, a bywały jeszcze chudsze lata.
Dziennie do pokonania jest około 20-30 km, podzielonych na 3-4 etapy. Najdłuższy jest ten poranny, gdy wszyscy mają wystarczająco sił, a powietrze jest jeszcze rześkie (wszak wstać trzeba około 6).
Na jednym z postojów zawsze jest obiad, albo z wojskowej kuchni polowej (pomidorowa, grochowa, ogórkowa), albo chodzimy po domach tubylców.
Noclegi są różne - w domach, namiotach lub stodołach.
Najbarwniejszy nocleg jest w Babiaku, gdyż pokrywa się z odpustem i pół wsi chodzi nawalona, a dziewczyny mają bezwzględny nakaz chodzenia parami po zmroku.
My zazwyczaj spaliśmy u sołtysa, z którym obowiązkowo ktoś musiał obowiązkowo pić do upadłego ;D
Sądząc po tym ile jedzenia było u niego na stole, w kurniku przed naszym przyjściem, musiało odbywać się istne pandemonium.
Z kolei synonimem najgorszego noclegu jest Wola Flaszczyna - dwie stodoły na całą grupę (jedna żeńska, druga męska) i organizowanie żarcia we własnym zakresie.
Po dwunastu dniach wędrówki (13.08.), wczesnym świtem (około 7), grupa wchodzi na Jasną Górę.
Chwila wzruszeń przed obrazkiem i wiśta wio do domu pociągiem, autokarem lub we własnym zakresie.

Pierwsze lata rzeczywiście chodziłem w charakterze religijnym, natomiast w kolejnych czysto towarzysko.
Tak też można podzielić idących tam ludzi. Są wśród nich głęboko wierzący, podążający z ważnymi intencjami, ale też młodzież wyruszająca dla pozoru przed rodzicami, a w trakcie urywająca się na trwający w tym samym czasie "Przystanek Woodstock" ;)
Bywają grupy w których bardzo mocno pilnuje się zachowanie pozorów religijności, świecka jak sama nazwa wskazuje ;-) do nich nie należała, co nie znaczy, że od razu tylko ruja i poróbstwo. Zdarzały się różne przypadki, lecz nigdy nie było to jakoś okrutnie piętnowane.
Po pierwsze dlatego, że zazwyczaj mieliśmy szczęście do normalnych księży, pod drugie pewnie dlatego, że ekipa porządkowych (do których należałem od 1996), również miała dość liberalne podejście.
Udzielałem się też w służbie medycznej, a od czasu do czasu udało mi się też dorwać do mikrofonu ;-)

Dopiero po studiach, gdy wolnego czasu stało się drastycznie mało, wróciłem na parę lat do osamotnionego taty rowerzysty, by w 2008 roku samotnie zmierzyć się z odległością 367 km za jednym zamachem. Przejechałem tą trasę dokładnie w 19 godzin i 50 minut.

Na pielgrzymce nawiązałem kilkanaście super znajomości, kilka przyjaźni, mam z niej masę cudownych wspomnień i wiele obserwacji psychospołecznych.
To specjalnie na nią zrobiłem pastorał,

na niej wcieliłem się w postać fikcyjnego reportera radia RMF FM

i robiłem wywiady z pielgrzymami (jak strasznie żałuję, że nie miałem jak tego nagrać - oj nasłuchałem się...),
podczas kocich chrztów byłem poczciwą starowinką,

wokalistką wiejskiej kapeli,

oraz ponętną Panną Młodą (wszystko w ramach pielgrzymkowej wariacji na temat maszków).

Byłem też sobowtórem Jasia Fasoli

i Neo z Matrixa w sandałach.

CUDOWNE CHWILE...

3 komentarze: