poniedziałek, 16 sierpnia 2010
Fafik's travels 6 - Mierzeja Helska: Hel
Lato jeszcze trwa w najlepsze, więc można jechać nad polskie morze.
Co prawda zazwyczaj zimne, choć po fali ostatnich upałów, pływało się w nim nadzwyczaj przyjemnie.
Nigdzie też nie ma takiego pięknego, miłego w dotyku, złocistego piasku.
Jeżeli już jadę nad Bałtyk, to na Półwysep Helski,
z prozaicznej przyczyny - mam w linii prostej najbliżej nad otwarte morze, a i dojazd prosty jak drut. Wsiadam w każdy pociąg w kierunku na Gdynię i po trzech godzinach, pluszczę się w słonych falach.
W ramach urozmaicenia, wysiadam w Gdańsku, idę pod hotel Hilton, wsiadam w tramwaj wodny
i po godzinie jestem w porcie miasteczka Hel, z charakterystycznym, cebulastym budynkiem kapitanatu.
Jest to urocza, rybacka miejscowość, w sam raz do zwiedzania w jedno popołudnie.
Tuż przy porcie znajduje się Muzeum Rybołówstwa Morskiego,
za siedzibę mające XV-wieczny kościół poewangelicki, z wieży którego rozpościera się panorama na Zatokę Pucką.
Kilkaset metrów dalej, idąc na prawo, wzdłuż miejskiej plaży,
dojdziemy do Fokarium (wstęp 2 złocisze), przed którym w sezonie turystycznym, ustawia się gigantyczna kolejka.
Wewnątrz, w trzech betonowych basenach pływają foki szare.
Przy głównej ulicy miasta - Wiejskiej (już od samej nazwy czuję się jak w domu), znajdują się stare chaty rybackie, zaadoptowane na potrzeby kawiarń, restauracji, minimuzeów czy galerii.
Dojdziemy nią do niegdyś wojskowego terenu z baterią dział, schronów, okopów i tuneli, stanowiącego część tzw. Rejonu Umocnionego Hel, który na początku II Wojny Światowej bronił się przed niemiecka nawałnicą aż do 2 października 1939 roku.
Szkoda, że liczne tunele nie są odnowione i jakoś chociażby oznakowane, z drugiej jednak strony, wędrówka po ciemnych, śmierdzących moczem korytarzach, wyzwala dreszczyk emocji ;)
Tuż niedaleko jest też ceglana, ośmioboczna latarnia morska, na którą jeśli ktoś ma jeszcze ochotę i siłę, również może się wdrapać.
Żeby naładować akumulatory i najeść się do syta, najlepiej odwiedzić "Maszoperię", znajdującą się przy wspomnianej ulicy, w kompleksie zabytkowych chatynek.
Kuchnia kaszubska jest dość uboga i w zasadzie upraszczając, ogranicza się do śledzia i flądry w różnych postaciach, jednakże w tej restauracji wybór ryb jest spory, a i zwyczajni mięsożercy znajdą też coś dla siebie.
Ja już od paru sezonów zajadam się tam łososiem z jabłkiem i winogronami.
NIEBO W PYSZCZKU!!!
Na deser można skoczyć tuż niedaleko do Cafe Domek, gdzie obsługa ubrana jest w tradycyjne, regionalne stroje.
Nasyceni opuszczamy Hel.
Do podróży po całym, 34 kilometrowym cyplu proponuję wybrać rower własny lub wypożyczony.
Zupełnie niedawno z unijnych pieniędzy wybudowano profesjonalną ścieżkę rowerową, ciągnącą się aż do Trójmiasta.
Wyjeżdżając z Helu, zahaczcie jeszcze o baterię Schleswig-Holstein, w której Niemcy zamontowali najpotężniejsze na świecie, lądowe działa.
Pozostałością po nich jest sześć imponujących żelbetonowych konstrukcji, a w jednym z tych budynków znajduje się m.in. galeria wojennych plakatów, wśród których wypatrzyłem taki kwiatek ;)
;-*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cudnościowo. Fafik zawsze mnie rozwala, w tym wypadku - w lufie ;)
OdpowiedzUsuńA słosoś w jabłkach bardzo mnie zaintrygował smakowo!
Pozdrawiam ;))
Czego to się nie robi dla "dobrego" reportażu ;)
OdpowiedzUsuńChyba zostanę reporterem wojennym ;D
Bardzo podobają mi się zdjęcia z tym słodziakiem Fafikiem :) widzę po zdjęciach, że masz dobry aparat, czy mogłabym się dowiedzieć jaki?jaki obiektyw i jakie body? właśnie jestem w trakcie wybierania aparatu i coś trudno mi sie zdecydować :)
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać, ale po pierwsze, aparat którym były robione zdjęcia, utonął na rzecznym spływie, po drugie nawet nie bardzo pamiętam jego markę i parametry ;/
OdpowiedzUsuńOt, zwykły aparat dla małp, bez specjalnych fajerwerków i funkcji ;)
Hehe, spoko, to tylko świadczy o tym, że to osoba a nie aparat robi zdjęcia :)
OdpowiedzUsuń