czwartek, 19 sierpnia 2010

O miłości i makaronach - krótka polemika

Na łamach "Gazety Wyborczej" Paweł T. Felis zamieścił recenzję filmu, który kilka dni później również pozwoliłem sobie ocenić.

Niestety tak źle napisanej recenzji już dawno nie czytałem, bo raczej jest to streszczenie, uzupełnione zwykłym czepianiem się.
Pan skryba zdradził czytelnikowi wszystko co się dało, więc po przeczytaniu tego, właściwie nie warto iść już do kina.

Recenzent zarzuca reżyserowi, że z jednej strony pokazuje wyidealizowany obraz współczesnych gejów (pięknych i pozbawionych kompleksów, świadomych swojej urody, dowcipnych i wyemancypowanych), który nieudolnie próbuje łączyć z tematem odrzucenia, homofobii, mieszczańskiej dulszczyzny, nazywając to karkołomnym połączeniem komedii bulwarowej z łzawą telenowelą.

Dla przypomnienia komedia (obojętnie jakiego rodzaju) to współczesny odpowiednik bajki, więc można taką recenzję odczytać jako kręcenie nosem na przykładowego "Kopciuszka", że ona jest piękna choć biedna jak mysz kościelna, natomiast on bogaty i na białym koniu, a puenta że skromność i wytrwałość to wielki skarb jest brutalnym gwałtem na inteligencji czytelnika.

3 komentarze: