środa, 29 września 2010

Fafik's travels 9 - BET: Chorwacja - Dubrownik


Podróż autokarem do Dubrownika trwa prawie cały dzień, ponieważ ze stolicy trzeba pokonać całe chorwackie wybrzeże, po drodze przekraczając granicę z Bośnią i Hercegowiną, gdyż państwo to ma niewielki skrawek dostępu do morza wykrojony z terytorium Chorwacji.

Nie znam osoby, której nie spodobałaby się ta "Perła Adriatyku".
Nie oszczędzały jej historyczne zawieruchy (barbarzyńskie oblężenie w 1991), jak i przyrodnicze kataklizmy (trzęsienia ziemi), pozostawiające blizny na żywej tkance miasta,

a mimo to zachwyca jak mało które miejsce na Ziemi i nie bez powodu zostało wpisane na wspominaną już listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Główną atrakcją turystyczną jest wędrówka murami, z idealnie zachowanymi blankami, wieżami i bastionami, które momentami osiągają wysokość 25 metrów i grubość do 6 metrów.


Długość promenady wynosi około 2 km, więc spacer z baaardzo licznymi przystankami na zdjęcia ;) zajmuje około godziny.
Wędrówkę po murach proponuję urządzić sobie tuż przed ich zamknięciem, gdy nie ma na nich dzikich stad turystów, a zachodzące słońce dodatkowo barwi czerwone dachy.
Natomiast samo miasto budzące się ze snu, zwiedzajmy wcześnie rano.
Można wtedy zajrzeć na tubylczy targ z owocami, warzywami i rybami.

Ze spokojem będziemy podziwiać liczne zabytki architektury, rzeźby i zdobnictwa, na każdym kroku napotykając wizerunki św. Błażeja - patrona miasta.


Miasto powstało z połączenia dwóch odrębnych osad, początkowo oddzielonych od siebie bagnistym kanałem, który na przestrzeni wieków został zasypany i dał początek głównej ulicy - Stradunowi.

Po prawej stronie, na skalistym, morskim cyplu Rzymianie założyli Raguzę, z licznymi pałacami, kościołami i otwartymi placami.
Z lewej, na zboczach góry Srdij zamieszkali Słowianie, tworząc gęstą zabudowę z wąskimi, stromymi uliczkami.

Nocleg mieliśmy w klimatycznym hostelu Fresh, w którym pierwszy raz w życiu poczułem prawdziwego ducha międzynarodowego i multikulturowego trampingu.

Budynek znajduje się tuż przy murach, więc z najwyższych okien widać lazur morza ;D

Kilka uwag na sam koniec:
Dubrownik jest kosmicznie drogim miastem jak na chorwackie standardy.
Jeżeli przyjeżdżamy tutaj własnym autem, bardzo mocno natrudzimy się w znalezieniu miejsca parkingowego.
Dobre i tanie dania tradycyjne (głównie owoce morza) serwują w knajpie Lokanda-Peskarija znajdującej się w miejskim porcie.


Chwilowo kolejnych wpisów z Big Euro Trip nie będzie, ponieważ jutro wyjeżdżam z Panem do Łodzi.
On będzie przymierał głodem w kolejkach po autografy, na spotkaniach i panelach dyskusyjnych, dodatkowo trwoniąc kasę na jakieś historyjki obrazkowe.
Ja w tym czasie zamierzam pławić się w hotelowym luksusie i zjeść rewelacyjne kluchy w restauracji, którą odkryłem w zeszłym roku.
Oczywiście całą relację z pobytu zdam wkrótce ;D

Jeżeli komuś przez ten czas będzie żal psich, podróżniczych relacji to zapraszam na bloga kumpla.
Enzo właśnie też wrócił z zagramanicznych wojaży.

3 komentarze:

  1. fajnie się bujasz fafik aż daleeko tak,zatem ruszyłem się z toba:)

    OdpowiedzUsuń
  2. hej Fafik fajna opowiesc, tylko nigdzie Ciebie tam nie widze?? kapales sie w tym morzu o lazurowym kolorze, spotkales inne psy> dobra czekam az powrocisz do wakacyjnych historii:-)
    Ja juz troche ruszylem z moimi wkakacyjnymi opowiastkami, jeszcze wiele mam w zanadrzu:-)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. @ Enzowy - Dubrownik jest takim ślicznym miastem, że kompletnie zauroczony zapomniałem fotografować się na jego tle ;)
    Niestety psów tam było jak na lekarstwo, za to cała masa kotów, jak w całej Chorwacji.

    OdpowiedzUsuń