wtorek, 25 stycznia 2011

KOMIKS kontra komiks

W komentarzu do Ziniolowego podsumowania roku 2010, wyraziłem swoje zdziwienie nad środowiskowymi zachwytami wobec komiksu "Sprane dżinsy i sztama" ojca i syna Płócienników.

Entuzjastyczne recenzje opublikowano w prasie (Przekrój czy Machina) oraz w internecie - Polter, Ziniol, Kultura Liberalna.
Generalnie w większości z nich odczuwalny jest ton, że mamy do czynienia z dziełem, obok którego nie wolno przejść obojętnie.
Świetnie opowiedzianą historią o chłopakach "szalejących" w latach osiemdziesiątych, narysowaną krechą specjalnie do niej skrojoną.

Z perspektywy nałogowego pochłaniacza mogę napisać, że jest to przeciętny komiks.
Ot zwykła biografia, przeciętnego nastolatka, z przygodami jakich wiele, rysowanymi dla znajomych w zeszycie od matematyki.

Zaraz, zaraz... przecież o tym również jest w przytaczanych recenzjach ;)
Dlaczego więc nie dołączam się do grona klakierów?
Ponieważ do oceniania (recenzowania) czegokolwiek potrzebna jest perspektywa, a dokładniej punkt odniesienia.

Tym punktem, w tym konkretnym przypadku jest rysunkowa autobiografia Zygmunta Similaka, która przeszła prawie bez echa.
Część pierwsza "Opowieści okupacyjne" wydana została w 2009 roku,

kontynuacja "W cieniu gwiazdy" to jeszcze grudniowa świeżynka.

Na zrecenzowanie pierwszej części zdecydowała się Gildia oraz Kolorowe Zeszyty (internet), a także łódzka Gazeta Wyborcza (obydwie części).

Parafrazując w skrócie recenzję "Spranych..." z Poltera - komiks pokazuje jak wyglądało zwyczajne życie w czasie wojny i w początkach PRLu, bohaterami są mały Zygi i jego kumple, starający się normalnie (jak na dzieciaki przystało) funkcjonować w tych trudnych czasach, dodatkowo atutem jest jego "łódzkość".

Tak jak w poprzednim przypadku, stwierdzam że to zwykłe, komiksowe przeciętniactwo.

Dlaczego taki rozdźwięk w środowiskowej ocenie dwóch podobnych pozycji?

Mam dwie hipotezy.

Po pierwsze wiek recenzentów i czas snutej historii.
Nie chce mi się specjalnie googlać wieku recenzentów, ale podejrzewam że rodzili się gdzieś w latach 70-80, czyli załapują się na tzw. nostalgię za dzieciństwem i wszystkim co z tym związane (Syrenki, Kasprzaki, saturatory, tapiry, leginsy i ostre makijaże, tanie wina oraz rock który nie umarł), stąd być może te wszystkie ochy i achy nad historią Typuci & Co.

Drugie przypuszczenie jest bardziej bolesne, a nakierowała mnie na nie Olga Wróbel wczorajszą wypowiedzią dla Kolorowych Zeszytów, którą pozwolę sobie zacytować:

W nurcie krytyki, podobało mi się to, co napisał Karol Konwerski, chyba na facebooku (jeżeli się mylę i przypisuję tę myśl niewłaściwemu autorowi, przepraszam) o środowiskowym samozachwycie i chwaleniu z automatu wszystkiego, co się tylko da z dwóch przyczyn: albo ku chwale polskiego komiksu albo według mechanizmu "lubię go/ją, pijemy razem na festiwalu, nie mogę powiedzieć, że to kiepskie, bo będzie mu/jej przykro".

Zastanawiam się jakby wyglądała recenzja "Spranych dżinsów" w "karkołomnym, lecz po prawdzie bardzo trafnym" ;) porównaniu do kwaziautobiograficznych "Na szybko spisane" Śledzia.

Ciekawe dlaczego wychwalany komiks nie załapał się do pięćdziesiątki albumów typowanych w kuriozalnym Komiks Roku?

Więcej obiektywizmu Drodzy Państwo!

2 komentarze:

  1. Mogę mówić tylko za siebie. Po Szawle jechałem nie raz (choćby recenzując Hardkorporację, ale również wcześniej gdy Płóciennik jeszcze rysował do Jeju)ale przy okazji jego prób wzięcia się za komiksy obyczajowe zazwyczaj reaguję pozytywnie. Mi się ten komiks podoba niezależnie od tego czy znam autora. Zresztą, akurat słowa Konwerskiego dotyczą "samowystarczalnego" Szawła raczej w małym stopniu. W jego przypadku zaczyna troszkę być tak jak z Sieńczykiem - jakiekolwiek opinie komiksowa o jego pracy nie spotykają się z odzewem bo on jest obok środowiska. Podobnie od fandomowych przepychanek oddala się Szaweł. Nikt raczej nie ma towarzyskiego profitu z zachwycania się Dżinsami.

    A co do Komiksu Roku, to mam swoje teorie dlaczego nie załapały się tam ani SZŻM ani bardziej wychwalane od Dżinsów Laleczki. Ale nie znaczy, że mam o to jakieś żale.

    OdpowiedzUsuń
  2. Żeby nie było nieporozumień.
    Nie czepiam się samego komiksu, bo to jedno z wielu czytadeł, czyli jako konsument jestem zadowolony.
    Zadziwia mnie tylko różnica w środowiskowym odbiorze dwóch podobnych produktów.

    Komiks Roku to dziwnie skonstruowany konkurs;)

    OdpowiedzUsuń