czwartek, 28 października 2010

Fafik's travels 9 - BET: Chorwacja - Rovingo


W Rovinju zagubiłem się na bite trzy dni, tylko ile można szwendać się po maleńkim Starym Mieście?
Urozmaiceniem pobytu może być rejs statkiem po okolicy.
Dwadzieścia dwie wyspy i wyłaniające się z morza skały, tworzą rezerwat przyrody o niezwykłej bioróżnorodności. Tylko na Katerinie jest podobno 456 rodzajów flory, a wokół Andrei (Crveni)

są najczystsze wody, jakie można sobie wyobrazić (oczywiście można się w nich pluskać).
Łodzie wypływają z portu co pół godziny, kurs trwa około godziny.
My wybraliśmy Glass Boat,

czyli statek ze szklanym dnem.

Na nieszczęście razem z nami płynęła włoska rodzina z dziewczynką, która na widok każdej rybki, krewetki, kraba, muszli, kalosza i innego badziewia dojrzanego w wodzie, napierdalała w tym swoim narzeczu, tak że miałem ochotę rzucić jej się do tętnicy i przerwać cierpienia współtowarzyszy.

Wieczorem wybieramy się do Baru Valentino, otwieranego w sezonie od godziny 18.00, usytuowanego obok maciupkiego, różowego, kościółeczka przekształconego na artystyczną galerię.

Schodzimy stromymi schodkami,

siadamy wprost na skałach (pod tyłek dostaniemy gąbkową podkładkę) i w otoczeniu zakochanych par podziwiamy romantyczny zachód słońca, sącząc megadrogiego, pedalskiego drinka.

Morze po zmroku zostaje podświetlone reflektorami, a chwilę potem rozpoczyna się rovinjska cepeliada.
Z portu wypływają śpiewacy na batanach (regionalna "gondola" - płaskodenna łódź o kwadratowym dziobie) i nucą batinady (wiodący tenor pełni rolę dyrygenta, śpiewając frazę która następnie powtarzana jest w rytm walca przez pozostałych śpiewaków) lub arie da nuoto (słowa i melodie przekazywane są łodzi na łódź, a kolejni śpiewacy dodawają do nich nowe brzmienia).

Kiczu w tym wszystkim (sam bar, drink, zachód, śpiewy, szum fal) ogromna ilość, ale raz na jakiś czas można przecież być niepoprawnym romantykiem ;)

Jak już czytelnicy wiedzą uwielbiam dobrze zjeść, zatem czas przejść do rozkoszy podniebienia.
Na samym początku działalności tego bloga, mój Pan wspomniał przy okazji opisywania twórczości pewnego francuskiego artysty komiksowego, o lokalu Limbo w którym byłem rok temu, odwiedzając Rovinj tylko przelotem.
Kawiarnia idealnie nadaje się na szybki relaks przy kawie w trakcie zwiedzania miasta.
Natomiast na królewską wyżerkę zapraszam do mikrorestauracji Ulika, posiadającej zaledwie kilka stoliczków, kuchnia znajduje się za barem, a za magazyn ingrediencji służy zwykła lodówka.
Z tej okazji stoliki trzeba wcześniej rezerwować.

Całość jak wszystko w tym miasteczku, prowadzona jest z artystycznym zacięciem, więc podanie zwykłego pieczywa,

grzanek,

sałatek,



czy dań głównych


podnosi się do rangi sztuki.

Nocowałem w Pensjonacie "Celestina"

z baaardzo małym basenem.

Tylko po waca komu basenik, skoro niedaleko jest krystaliczny Adriatyk z wielgachnymi meduzami.

2 komentarze:

  1. Łaaaaaaaaa, ale czad!
    A na taką meduzkę się natknęłam, pływając w kółeczku ratunkowym, a raczej dryfując w porze poobiedniej. Stuknęłam ją w dekiel od góry i dzięki temu w ogóle ją zauważyłam, po czym cale wybrzeże zostało poinformowane wrzaskiem i uciekło w popłochu z wody.Po poparzeniu spodnią częścią są wielkie bolesne bąble!

    OdpowiedzUsuń
  2. W Rovinju też się wszyscy zaczęli nawzajem ostrzegać, ale jakoś specjalnie nikt nie wychodził, a jeden dzieciak nawet sprytnie je wyławiał, by z parzydełek wyłapywać maleńkie rybki.

    OdpowiedzUsuń