czwartek, 7 października 2010

Sceny z życia murarza


Szczerze i bez bicia przyznaję się, że nigdy nie byłem fanem komiksów Jerzego Szyłaka.
Pan ten jest znakomitym teoretykiem w zakresie filmu i komiksu, jednak przekładanie wiedzy na praktykę wychodzi mu średnio na jeża.
Jest dla mnie kiepską imitacją Jodorowsky'ego, czyli dużo seksu, przemocy, krwi i innych wydzielin, tylko bez taniej metafizyki i psychoanalizy.
Takie komiksowe pokazywanie dupy, ale do głębokiej jej penetracji nie dochodzi.

Zatem do "Scen z życia murarza" podchodziłem z dużą rezerwą, chociaż "Szminka" ślicznie wymalowana przez Joannę Karpowicz, której "Sceny..." są luźną kontynuacją, a właściwie wykorzystaniem pewnych wątków, w pewien sposób wbiła mi się w pamięć.
Do tego stopnia, że gdy sporadycznie zakładam kobiece fatałaszki, robię to samo co bohater(ka) w finale ;D

"Sceny..." są antologią rysowników wszelakiej maści i stylów.
Jak się o tym dowiedziałem, to pierwsze co sobie pomyślałem, to że będą to krótkie nowelki, wykorzystujące różne sytuacje i postaci z poprzedniej części.
Nic bardziej błędnego!!!
Jest to zamknięta opowieść o chwilach z życia specyficznego intelektualisty ;) i właśnie te momenty są rozrysowane przez różnych ludzi.
Największym dla mnie zaskoczeniem, było zaproszenie do udziału Piotra Nowackiego, bo jak to tak, że człowiek robiący jakieś tam śmiszne kartuny, nagle rysuje "brudną" historię.
Tutaj nastąpiło kolejne zaskoczenie, bo każdy z artystów został idealnie wpasowany w epizod jaki dany mu było przedstawić, tak że wspomniany Jaszczu nagle okazuje się doskonałym wyborem.
Jedyne co bym zmienił w warstwie rysunkowej, to zatrudniłbym jednego kolorystę, który jednolicie ubarwiłby całość.
Dzięki temu od razu byłoby widać, że historia choć opowiedziana wielostylowo, jest jedna i niepowtarzalna.

Wracając do scenariusza jest od gęsty od zapożyczeń, cytatów i nawiązań, poczynając od okładki, kojarzącej się z socrealizmem i razem z tytułem przywołującej na myśl wajdowski cykl filmowy "Człowiek z...".
Skoro główny bohater jest mądralą, to w treści tabunami przewijają się filmowe kadry, proza, tragedie, poezje, obrazy, perfekcyjnie zaadoptowane na potrzeby komiksu, zatem nie jest to lektura łatwa i przyjemna w odbiorze.
Mistrzowsko zastosowano fragmenty "Trenu Fortynbrasa" Herberta, czytany przez śledczego.
Pan Jerzy po raz pierwszy pozytywnie mnie zaskoczył.
Autentycznie łeb mi urwało z wrażenia!

Edytorsko całość prezentuje się cudnie i bez zarzutu, formatowo dostosowane do wcześniejszej "Szminki", co by na półce ładnie wygladało ;-)
Jedynym małym minusikiem jest brak stron, utrudniający szybkie wyszukiwanie danego autora ze spisu treści na końcu albumu.

Bardzo dziwna to antologia (pierwsza taka na polskim ryneczku).
Choć zaczynałem ją z pewną taką nieśmiałością, to ostatecznie okazała się najlepszą październikową, polską premierą na chwilę obecną (jeszcze kilka mam do zaliczenia) i jeżeli nic mnie do końca roku bardziej nie powali, to uznam "Sceny..." za najlepszy polski komiks mijającego roku.

1 komentarz: