Henryk Jerzy Chmielewski potocznie zwany Papcio Chmielem WIELKIM ARTYSTĄ JEST i basta.
Od lat tworzy swój sztandarowy cykl "Tytus, Romek i A'tomek", który "bawiąc - uczy" i odwrotnie.
Gdzieś w okolicach 25 księgi, Tytus nieoczekiwanie zaobrączkował się z niejaką Szympansią, a Papcio szumnie zapowiedział zakończenie kariery rysowniczej. Później mu się odwidziało i postanowił dobrnąć do okrągłej trzydziestki, którą przekroczył dodatkową księgą.
W tym okresie forma w zakresie fabuły, żartu i rysunku zaczęła drastycznie spadać i powstały przeróżne czerstwe pierniki.
Znów miał być definitywny koniec, ale sprytny Henio, co by go nie posądzono o rzucanie słów na wiatr, postanowił dalej edukować młodzież (tym razem w zakresie patriotycznym) już nie w klasycznych, przygodowych zeszytach, tylko potężnych, jednoplanszowych "artbookach", wysyłając swoje "dzieciaki" w przeszłość.
Najpierw kazał im uczestniczyć w Powstaniu Warszawskim, a teraz w Bitwie Warszawskiej 1920 roku.
I cóż można powiedzieć o tym projekcie...
Humor naciągany jak barchanowe gacie mojej prababci, nachalna, patriotyczna propaganda i rysunkowe kiksy.
Nasza narodowa małpka jest wyjątkowo giętka ;-)
Jak z godnością kończyć karierę pokazał Janusz Christa, który z powodu pogarszającego się stanu zdrowia, z dnia na dzień zrezygnował w "udzielaniu się".
Od święta dał się namówić na "mały" wywiad, a gadane to facet miał, albo kameralne rozdawnictwo autografów. Żadnych więcej komiksów...
Papcio Chmiel niestety zarzyna sam siebie ;-(
Tęczowy Komiks Box cały czas żyje i jest uzupełniany zaległymi skanami, świeżutkimi przykładami i malutkimi uzupełnieniami tekstu.
wtorek, 25 maja 2010
piątek, 21 maja 2010
A Single Man versus I Love You Phillip Morris
Rzadko zdarza się taka gratka, że tydzień po tygodniu wchodzą do kin dwa filmy, których głównymi bohaterami są pedzie.
Jest to ich jedyny wspólny mianownik, natomiast różni je wszystko.
Żeby nie marnować czasu na dwa oddzielne wpisy, postaram się zrobić karkołomne porównanie tych dzieł.
"Samotny mężczyzna" - dramat, pokazujący jeden dzień zmagania się z życiem, podstarzałego pedanta, po stracie wieloletniej miłości. Jego naście lat młodszy partner, zginął w wypadku samochodowym.
Otwierająca film scena, gdy George (Colin Firth) dowiaduje się przez telefon o śmierci ukochanego, z jednoczesną niemożnością uczestniczenia w jego pogrzebie - WBIJA W FOTEL!!!
Później bohater szykuje się do pracy, spotyka sąsiadów, współpracowników, najbliższą przyjaciółkę, nieznajomych itp.
Normalnie męka...
Nie jestem zwolennikiem opisywania fabuły w recenzjach, więc to co jest powyżej, niby się zgadza, ale niezupełnie ;-)
Nie chciałbym potencjalnym widzom zepsuć zabawy odkrywania, jak od pierwszej minuty jest ona przewidywalna ;D
To chyba największy minus filmu, rekompensowany przez kilka plusików.
Po pierwsze - gra aktorska.
Colin zagrał fenomenalnie i nie bez powodu otrzymał Złotego Globa oraz został nominowany do Oscara.
Julianne Moore rewelacyjnie mu sekunduje, w roli dawnej miłości.
Młodzi, śliczni mężczyźni, równie nieźle grają, prężąc bicepsy, klaty i poślady.
Epizodyści obojga płci, choć migają przez ekran, to zapadają w pamięć.
Po drugie - zdjęcia, utrzymane w brunatnoszarej tonacji, wybuchające feerią barw, gdy główny bohater jest szczęśliwy.
Po trzecie - muzyka Abla Korzeniowskiego.
Już lecę kupować CD.
Po czwarte - scenografia oddająca ducha epoki.
Po piąte - ciuchy, fryzury, makijaże, gadżety i detale. W końcu reżyserem jest facet, który jak mało kto zna się na pięknie i modzie.
Co mnie denerwowało, oprócz oczywistego finału?
1. Retrospektywne wspomnienia chwil spędzonych z Jimem - bajka, sielanka i miód z mlekiem, lane na zbolałe serduszko, mdlą aż między zębami sacharyna skrzypi.
Szesnaście lat spędzonych razem w idealnym związku!!!
OK
Rozumiem, że pośmiertnie, szczególnie tych nam bliskich, wspominamy w samych superlatywach, ale jeżeli byłoby to pokazane w sposób słodko-gorzki (jesteśmy razem pomimo różnic), dodałoby opowieści sporo wiarygodności.
2. Robienie w wała potencjalnego widza.
"Jeden dzień - być może najważniejszy - z życia ... profesora uniwersyteckiego, który nie może sie pogodzić z tym, że stracił swoja wielką miłość. Tego dnia pozornie nieistotne spotkania i czas spędzony z dawną ukochaną, otworzył przed nim niespodziewane szanse na nowe uczucie..."
Tyle w reklamowej ulotce.
Ani słowa o miłości gejowskiej, a wręcz sugerowanie, że chodzi o uczucie między kobietą i mężczyzną.
3. Hipokryzja w pokazywaniu piękna męskiego ciała, a golizny jest sporo. Tylko co z tego, że dupa kuka z zaułka, en face i profilem, z dołu, z góry i po skosie.
Jak w komiksach z superbohaterami w tak obcisłych trykotach, że widać każdą, najmniejszą wiązkę mięśnia, a Waca niet!
Ludzie!!! To jest tylko kilkunastocentymetrowy skórzany flak! Równie piękny jak inne części ciała.
Nie chciałbym być źle zrozumiany, że niby pragnę zobaczyć co dany aktor w portkach nosi.
Szczerze.
Mało mnie to obchodzi, tylko jako stuprocentowy naturysta, szczycący się średnią europejską, cały czas zachodzę w głowę, po chuj chować chuj, kiedy epatuje się całą resztą???
Zatem dochodzi do takich absurdów, gdzie dokonuje się wyliczanki filmowych full frontali ;]
Szedłem do kina z nadzieją, że się totalnie wzruszę, poryczę i usmarczę jak na "Tajemnicy Brokeback Mountain" czy "Obywatelu Milku".
Wyszedłem zmieszany, nie wstrząśnięty i tak mi zostało.
"I love you Phillip Morris", czyli komedia romantyczna o miłości zakłamanego Stevena do naiwnego Phillipa.
Tak jak w poprzednim przypadku, producenci wprowadzają ludzi w błąd, bo pod płaszczykiem totalnej zgrywy z gejowego światka (część ludzi po obejrzeniu zajawki, pójdzie zobaczyć kolejne wygibasy Jima Careya i niesmaczne żarty z tych "głupich" pedałów), przemycają real gay life, z jego radościami i smutkami, jednak nie ukrywają jakie relacje łączą parę bohaterów.
Sam byłem świadkiem jak widzowie śmiali się z cioterskich wstawek chociażby seksu, natomiast nerwowo reagowali na okazywanie sobie czułości przez dwójkę facetów, bo w oczach heteryków, miłość między osobami tej samej płci to najzwyklejsze porno (samo rżnięcie i nic poza tym), natomiast uczucia wyższe są niewyobrażalne.
Ciotki-sufrażystki podniosą zapewne larum, że wykrzywia się po raz kolejny wizerunek wzorcowego geja, jednak nie zapominajmy, z jakim gatunkiem filmowym mamy do czynienia.
Czy komedie romantyczne o "normalnych" związkach pokazują rzeczywistość?
Ewan McGregor w roli nieśmiałego, przegiętego pedzia jest jak zwykle idealny (w przypadku tego aktora nie jestem obiektywny), natomiast Jim Carey o dziwo nie przerysował karykaturalnie swojej postaci. Może nie jest to kreacja na miarę "Truman Show", ale ten urodzony komik, daje radę w poważniejszych momentach filmu.
Można by się czepiać, że gdzieś w połowie, obraz traci klimat i rytm, natomiast nadrabia kilkoma niespodziewanymi voltami i kilka razy rzeczywiście mnie zaskoczył.
Seans zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, tym bardziej że wzruszyłem się bardziej na "głupawej" komedii, niż na poważnym dramacie.
Nie znaczy to jednak, że odradzam obejrzenie "Samotnego mężczyzny". To zależy czego oczekujemy od samego filmu.
Jeżeli wzruszeń i nostalgii z elementami żartobliwymi, do tego ślicznie opakowanymi, to zdecydowanie pierwszy z nich.
Drugi daje nam lekką i frywolną historię (podobno na faktach autentycznych), niosącą ze sobą poważniejsze treści.
Jest to ich jedyny wspólny mianownik, natomiast różni je wszystko.
Żeby nie marnować czasu na dwa oddzielne wpisy, postaram się zrobić karkołomne porównanie tych dzieł.
"Samotny mężczyzna" - dramat, pokazujący jeden dzień zmagania się z życiem, podstarzałego pedanta, po stracie wieloletniej miłości. Jego naście lat młodszy partner, zginął w wypadku samochodowym.
Otwierająca film scena, gdy George (Colin Firth) dowiaduje się przez telefon o śmierci ukochanego, z jednoczesną niemożnością uczestniczenia w jego pogrzebie - WBIJA W FOTEL!!!
Później bohater szykuje się do pracy, spotyka sąsiadów, współpracowników, najbliższą przyjaciółkę, nieznajomych itp.
Normalnie męka...
Nie jestem zwolennikiem opisywania fabuły w recenzjach, więc to co jest powyżej, niby się zgadza, ale niezupełnie ;-)
Nie chciałbym potencjalnym widzom zepsuć zabawy odkrywania, jak od pierwszej minuty jest ona przewidywalna ;D
To chyba największy minus filmu, rekompensowany przez kilka plusików.
Po pierwsze - gra aktorska.
Colin zagrał fenomenalnie i nie bez powodu otrzymał Złotego Globa oraz został nominowany do Oscara.
Julianne Moore rewelacyjnie mu sekunduje, w roli dawnej miłości.
Młodzi, śliczni mężczyźni, równie nieźle grają, prężąc bicepsy, klaty i poślady.
Epizodyści obojga płci, choć migają przez ekran, to zapadają w pamięć.
Po drugie - zdjęcia, utrzymane w brunatnoszarej tonacji, wybuchające feerią barw, gdy główny bohater jest szczęśliwy.
Po trzecie - muzyka Abla Korzeniowskiego.
Już lecę kupować CD.
Po czwarte - scenografia oddająca ducha epoki.
Po piąte - ciuchy, fryzury, makijaże, gadżety i detale. W końcu reżyserem jest facet, który jak mało kto zna się na pięknie i modzie.
Co mnie denerwowało, oprócz oczywistego finału?
1. Retrospektywne wspomnienia chwil spędzonych z Jimem - bajka, sielanka i miód z mlekiem, lane na zbolałe serduszko, mdlą aż między zębami sacharyna skrzypi.
Szesnaście lat spędzonych razem w idealnym związku!!!
OK
Rozumiem, że pośmiertnie, szczególnie tych nam bliskich, wspominamy w samych superlatywach, ale jeżeli byłoby to pokazane w sposób słodko-gorzki (jesteśmy razem pomimo różnic), dodałoby opowieści sporo wiarygodności.
2. Robienie w wała potencjalnego widza.
"Jeden dzień - być może najważniejszy - z życia ... profesora uniwersyteckiego, który nie może sie pogodzić z tym, że stracił swoja wielką miłość. Tego dnia pozornie nieistotne spotkania i czas spędzony z dawną ukochaną, otworzył przed nim niespodziewane szanse na nowe uczucie..."
Tyle w reklamowej ulotce.
Ani słowa o miłości gejowskiej, a wręcz sugerowanie, że chodzi o uczucie między kobietą i mężczyzną.
3. Hipokryzja w pokazywaniu piękna męskiego ciała, a golizny jest sporo. Tylko co z tego, że dupa kuka z zaułka, en face i profilem, z dołu, z góry i po skosie.
Jak w komiksach z superbohaterami w tak obcisłych trykotach, że widać każdą, najmniejszą wiązkę mięśnia, a Waca niet!
Ludzie!!! To jest tylko kilkunastocentymetrowy skórzany flak! Równie piękny jak inne części ciała.
Nie chciałbym być źle zrozumiany, że niby pragnę zobaczyć co dany aktor w portkach nosi.
Szczerze.
Mało mnie to obchodzi, tylko jako stuprocentowy naturysta, szczycący się średnią europejską, cały czas zachodzę w głowę, po chuj chować chuj, kiedy epatuje się całą resztą???
Zatem dochodzi do takich absurdów, gdzie dokonuje się wyliczanki filmowych full frontali ;]
Szedłem do kina z nadzieją, że się totalnie wzruszę, poryczę i usmarczę jak na "Tajemnicy Brokeback Mountain" czy "Obywatelu Milku".
Wyszedłem zmieszany, nie wstrząśnięty i tak mi zostało.
"I love you Phillip Morris", czyli komedia romantyczna o miłości zakłamanego Stevena do naiwnego Phillipa.
Tak jak w poprzednim przypadku, producenci wprowadzają ludzi w błąd, bo pod płaszczykiem totalnej zgrywy z gejowego światka (część ludzi po obejrzeniu zajawki, pójdzie zobaczyć kolejne wygibasy Jima Careya i niesmaczne żarty z tych "głupich" pedałów), przemycają real gay life, z jego radościami i smutkami, jednak nie ukrywają jakie relacje łączą parę bohaterów.
Sam byłem świadkiem jak widzowie śmiali się z cioterskich wstawek chociażby seksu, natomiast nerwowo reagowali na okazywanie sobie czułości przez dwójkę facetów, bo w oczach heteryków, miłość między osobami tej samej płci to najzwyklejsze porno (samo rżnięcie i nic poza tym), natomiast uczucia wyższe są niewyobrażalne.
Ciotki-sufrażystki podniosą zapewne larum, że wykrzywia się po raz kolejny wizerunek wzorcowego geja, jednak nie zapominajmy, z jakim gatunkiem filmowym mamy do czynienia.
Czy komedie romantyczne o "normalnych" związkach pokazują rzeczywistość?
Ewan McGregor w roli nieśmiałego, przegiętego pedzia jest jak zwykle idealny (w przypadku tego aktora nie jestem obiektywny), natomiast Jim Carey o dziwo nie przerysował karykaturalnie swojej postaci. Może nie jest to kreacja na miarę "Truman Show", ale ten urodzony komik, daje radę w poważniejszych momentach filmu.
Można by się czepiać, że gdzieś w połowie, obraz traci klimat i rytm, natomiast nadrabia kilkoma niespodziewanymi voltami i kilka razy rzeczywiście mnie zaskoczył.
Seans zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, tym bardziej że wzruszyłem się bardziej na "głupawej" komedii, niż na poważnym dramacie.
Nie znaczy to jednak, że odradzam obejrzenie "Samotnego mężczyzny". To zależy czego oczekujemy od samego filmu.
Jeżeli wzruszeń i nostalgii z elementami żartobliwymi, do tego ślicznie opakowanymi, to zdecydowanie pierwszy z nich.
Drugi daje nam lekką i frywolną historię (podobno na faktach autentycznych), niosącą ze sobą poważniejsze treści.
niedziela, 16 maja 2010
Tęczowy KomiX BOX - Queer
Wspominałem we wstępie, że teorie queer oraz gender studies to kompletnie nie moja bajka, więc podając przykłady do tego rozdziału mogłem coś poplątać, za co serdecznie przepraszam.
Z drugiej strony tych kilka komiksów, które tutaj umieściłem, nie do końca pasowały do poprzednich odcinków.
Czy witające Was Smerfy, czyli banda niebieskich popaprańców, z pojawiającą się później Smerfetką i jeszcze później Smerfiątkiem, których pochodzenie jest bardzo tajemnicze, wpisują się w queernurt???
Zdecydowanie najlepszym komiksem w tym gronie są „Morderstwa i tajemnice” (Russel P.C., Gaiman N.), opowiadające o miłości i zazdrości, bez żadnego odniesienia do płci, bo przecież anioły (Karasel i Saraquael) takiej nie posiadają.
Niewielka objętościowo, przepiękna nowelka, ślicznie narysowana, już kilka razy dawałem tą historię w ramach prezentu.
Seria „Kasta Metabaronów” (Gimenez J., Jodorovsky A.) opowiada o najsłynniejszych wojownikach Świata Incala. Jednym/jedną z nich była/był Aghora, stworzona z bliźniaków (chłopca i dziewczynki), gdzie mózg brata został przeniesiony do pustej czaszki siostry.
W „Szninkelu” (Rosiński G. van Hamme J.), rasy niewolnicze – Tawale i Szninkle posiadają wyodrębnione płcie męską i żeńską, natomiast w przypadku ras panujących sprawa nie jest już tak oczywista.
W Sepie pod przewodnictwem Barr-Finda mieszkają Ernowie (sami faceci),
w rządzonym przez Zembrię Cyklopkę Rarze są Amazonki (same kobitki),
natomiast z Horu, krainy Jargota Pachnącego, pochodzą Dwupłciowcy.
Kwestia rozmnażania tych ras pozostaje wielką tajemnicą…
„Kajtek i Koko w kosmosie” Janusza Christy, najdłuższy polski serial komiksowy jest pod wieloma względami nowatorski i proroczy.
Podczas swojej podróży, chłopaki trafiają w niewolę do Kosmicznych Piratów, gdzie role społeczne kobiet i mężczyzn, są zupełnie odwrócone.
Coś jak w „Seksmisji”.
Cieniutki albumik "Byczek Fernando", ilustratorki dziecięcych bajek Izabeli Kowalskiej-Wieczorek, opowiada o byczku, który brzydził się przemocą i corridą, natomiast uwielbiał kwiatki i motylki.
Mateusz Skutnik i Dominik Szcześniak (rednacz Ziniola) popełnili „Czakiego”, który ewidentnie urodził się chłopcem, jednak półgłówki-lekarze wmawiają jeszcze głupszym rodzicom, że jest dziewczynką, więc dorasta sobie jako Kasia.
Naukowo o tym komiksie można poczytać w pracy magisterskiej Marcina Puźniaka "Współczesny komiks polski - wersja niezależna" od strony 121.
Album wydany przez TM-Semic „Aliens vs Predator: Wojna” - dzieworodne Aliens kontra zmaskulinizowani Predatorzy, czyżby chodziło o wojnę płci ;>
W tle historia przygarniętej przez Predatorów, Machiko Noguchi walczącej w samczym gronie o wysoki status społeczny.
Teraz pozwolę sobie popłynąć...
Chodzi o cyborgizację, ukazaną chociażby w mandze i powstałej na jej motywach animie „Ghost in the shell”
czy „Transmetropolitan – Żądza życia”.
Skoro umieszczamy umysł w zupełnie sztucznym tworze, to czy możemy mówić o jakiejkolwiek płci?
Równie dobrze możemy znaleźć się w skorupie psa, wydry, być myślą krążącą w sieci albo bezkształtnym oparem, zatem płciowo ogranicza nas już tylko sam umysł, bo fizycznie nie ma żadnych ograniczeń.
Tak oto kończę kolorową podróż po komiksie, który jest światem przerysowanym, jak brzmi cudownie dwuznaczny tytuł książki, wyśmienitego teoretyka komiksowego Jerzego Szyłaka.
Po części wyprawka ta była nawiązaniem do blogowej LGBTeki, która w kwietniu zakończyła nadawanie.
Na rozluźnienie... zwieraczy teledysk, czerpiący garściami z dobroci popkultury - komiksu również.
Dziękuję za uwagę ;-*
sobota, 15 maja 2010
Tęczowy KomiX BOX - Trans
Obrazek pochodzi z bloga Bizarro.
Klasycznych komiksowych przebieranek jest cała masa, służą one głównie jako element humorystyczny i we wszystkich seriach tego typu występują takowe.
Janusz Christa lubił często przebierać swoich bohaterów w kobiece fatałaszki, przykładowo w „Festiwalu czarownic” herszt bandy Walwuch, staje się Walwuchą, żeby również uczestniczyć w konkursie czarodziejek.
Marynarzom Kajtkowi i Kokowi, też zdarzało się przebierać za kobiety, aby uciec przed prześladowcami, na przykład w opowieści "Śladem białego wilka".
Tytułowym "Poszukiwanym Zyg-Zakiem" okazują się niebezpieczne trojaczki, z których jeden przebiera się za ponętną Zazę.
Wczesnym przykładem takiego zachowania jest powojenny „Wicek i Wacek”.
Okazuje się, że Papcio Chmiel (Henryk Jerzy Chmielewski) oprócz swojego Opus Magnum, czyli serii "Tytus, Romek i A'Tomek", rysował też wiele innych historyjek (głównie dla "Świata Młodych"), zebranych w jeden tom przez Wydawnictwo Ongrys.
W jednym ze stripów Kapitan Mewka, daje się zmylić "metroseksualnemu" wyglądowi napotkanej osoby.
Bardziej współczesne jest przebranie się bohaterów „Najczwartszej RP”.
Wiem że podane powyżej przykłady nie obrazują zjawiska trans, ale musiałem coś w podobnym klimacie upchnąć w ramach wstępu, bo klasycznych transów jest jak na lekarstwo ;)
W serii „48 stron” (Adler R., Piątkowski T.) w absurdalnych przygodach, parze głównych bohaterów, często towarzyszy Maciek, który dorobił się nawet osobnego zeszytu.
Maciek jest facetem, tylko na skutek splotu różnych wydarzeń, stał się ponętną kobietą, chętnie przez autorów rozbieraną i z zażenowaniem prezentującą swoje walory ;)
Nowelka „Ostatni raport” (Robert Szmigiel), pochodząca ze wspominanego już albumu „I co dalej kapitanie?” ukazuje kapitana Żbika, który jako wzorowy milicjant, jest w stanie wiele poświęcić dla dobra śledztwa.
Również album „Szminka” (Karpowicz J., Szyłak J.) opowiada o pracy policjantów, którzy żeby złapać seryjnego mordercę, muszą przebierać się za dziwki.
"Bracia Kowalscy" Dariusza Palinowskiego przebierają się czasem w damskie fatałaszki, ale tylko żeby osiągnąć jakiś cel.
Jeden był niańką do dziecka, drugi startował w konkursie Miss Polonia i nawet zdobył koronę ;D
Natomiast w całym albumie jest historia "Społecznie podejrzana znajomość", gdzie barowa miłość od pierwszego wejrzenia znajduje swój pomyślny finał.
Gucio i Cezar to hipopotam oraz pies, powołani do życia przez Bohdana Butenkę (rysunki) i Krystynę Boglar (scenariusz). Dwaj przyjaciele przeżywają całą masę absurdalnych przygód, w krótkich historyjkach przeznaczonych dla dziecięcego odbiorcy. W jednym z odcinków, ma miejsce klasyczna przebieranka. Jeśli jeszcze dołączyć do tego wierszyk, napisany na końcu przygód, to ich tożsamość płciowa, zaczyna być wielce enigmatyczna.
"Uczucia dwa łączą nas odtąd niezłomne,
Nie zniszczy ich ogień, ni woda, ni czas,
Jesteśmy od innych bogatsi ogromnie,
Bo miłość i przyjaźń królują wśród nas!"
W komiksach zagranicznych twórców, wydanych w Polsce, wątków trans jest jak na lekarstwo.
Cykl Moebiusa "Świat Edeny" opowiada o dwójce androgynicznych astronautów - Stel i Atan. Trafiają oni na tytułową Edenę, gdzie kosztują rosnących tam owoców, dzięki czemu ujawniają się ich cechy płciowe. Tak Atan staje się Ataną.
„Mężczyzna, przedmiot pożądania” - w komiksie tym, heteryczny główny bohater trafia w środowisko uroczych transetek ;)
Nowy skład "Ligi Niezwykłych Dżentelmenów" (O'Neill K., Moore A.) w tomie "Stulecie 1910" zasila bohater(ka) powieści Virginii Woolf - Orlando.
Jeden z dwójki głównych bohaterów powieści graficznej Craiga Thompsona pt. "Habibi", trafia na pewien czas do komuny eunuchów.
piątek, 14 maja 2010
Tęczowy KomiX BOX - Bi
Przyznam się szczerze, że najbliższa mi kategoria, przysporzyła odrobinę problemów, jednak nie ze względu na brak takowej w komiksie, tylko jej nadmiar ;) w moim mniemaniu.
Cała rzecz opiera się na definicji biseksualizmu.
Jak już wspominałem, jestem okrutnym leniwcem, więc nie chciało mi się grzebać w literaturze fachowej.
W moim osobistym słowniku, biseksami są wszystkie osoby, łączące się z przeciwną płcią oraz są skłonne do bliskich kontaktów z własną płcią, nawet jeżeli robią to w trójkącie czy wielokącie, bez fizycznego (jako takiego) spółkowania ze sobą. Czyli, ludziska ładujący się w układy więcej niż dwójkowe, mają w sobie mniejszy lub większy bipierwiastek, skoro są w stanie podniecić się przy tej samej płci (tak w większym uproszczeniu).
Po tak zdefiniowanej orientacji, materiału zebrało się więcej niż przy gejach, więc po środowiskowym wywiadzie, postanowiłem zawęzić przykłady tylko do rzeczywistych kontaktów seksualnych z obojgiem płci.
Pobieżnie analizując okazuje się, że wszystkie zebrane tutaj komiksy, z jednym dyskusyjnym wyjątkiem, pochodzą z Europy lub Polski.
Drugą rzeczą, jaka nasuwa mi się na myśl, jest przewaga w tego rodzaju publikacjach kobiet nad mężczyznami. Dlaczego tak się dzieje, wytłumaczyłem w rozdziale poświęconym lesbijkom.
Cztery komiksy Guido Crepaxa, wydane w dwóch tomach, ujrzeliśmy dzięki Wydawnictwu Mireki, specjalizującym się w publikacji erotyki. We wszystkich z nich przewijają się treści homoerotyczne, w przeróżnych układach. „Emmanuelle” – bohaterka jednego z nich jest ewidentnie biseksualna.
Tak, tak, to ta sama postać, która zadebiutowała w słynnej, filmowej softpornograficznej serii.
Mamy więc ją w towarzystwie kobiet, w poniższym przypadku androgynicznej;
jak i mężczyzn, spółkujących przy okazji ze sobą ;)
„Lorna” (Alfonso Azpiri), to idealnie zbudowana blondynka, baraszkująca w przestrzeni kosmicznej z facetami
i laskami.
Kriss de Valnor, najbardziej barwna postać serii „Thorgal” (Rosiński G., van Hamme J.), w jednym z ostatnich tomów pokazuje, że mimo obecności silnych mężczyzn przy swoim boku, również jest wrażliwa na kobiece piękno, a dokładniej przystawia się do swojej wieloletniej rywalki Aaricii.
Bardzo zła kobieta Bethea, figlując na scenie ze śliczna blondyneczką, zaleca się do tytułowego Gaila (Kowalski P.).
Zgadnijcie z kim zdradza żona, głównego bohatera, w zajebistym komiksie „Kobieta mego życia, kobieta moich snów” (Fazenda J., Brito P.)?
W pornolu – „Figlarna wyobraźnia”, zbiorku krótkich nowelek, konfiguracje płci są bardzo różne.
Tytułowa nowelka:
Fire
Jam in the gym
Wymieniane już zakonnice z „Piekielnego zakonu”, nie są do końca skazane tylko na swoje towarzystwo. Czasami odwiedzają je księżulkowie,
a nawet sam Szatan.
„Szalona z Sacre Coeur” (Moebius, Jodorovsky A.) jest najlepszym komiksem z tego samego wydawnictwa, opowiada o wypalonym zawodowo filozofie, który zostaje wplątany „zbawienna aferę”, a jeden z epizodów wygląda tak.
Bad ass’em Tetralogii Bilala jest obleśny gość, który przed rzekomą śmiercią tworzy swojego, ulepszonego klona.
Abstrahując na chwilę od tematu, rok temu poprosiłem fryzjerkę, żeby ścięła mnie dokładnie tak jak tego faceta. Rodzina, współpracownicy i znajomi byli zszokowani, więc cel osiągnąłem ;D
Swift (Shen Li-Min), biseksualna Tybetanka ze skrzydłami i nogami zakończonymi pazurami, występuje w serii „Authority”, jednak w polskich wydaniach, jej orientacja seksualna nie zostaje w żaden sposób zasugerowana.
Ben Tanaka w komiksie "Niedoskonałości" (Tomine A.) zdradza swoją dziewczynę z poszukującą swojej seksualnej tożsamości Sashą Lenz.
Historyczna postać Alice Ernestine Prin znana jako "Kiki z Montparnasse'u" była biseksualna i obracała się w paryskim światku artystycznym, gdzie wielu ludzi było "tęczowych".
„I co dalej kapitanie?” to zbiór historyjek, stworzonych przez polskich autorów, wykorzystujących słynnego Kapitana Żbika. W dwuplanszówce Truścińskiego, Żbik po robocie idzie na tytułowe Party, gdzie spotyka swojego szefa Czeladkę.
We wstępie pisałem, że nie będę dawał przykładów zinowych, jednak ten przypadek jest wyjątkowy.
"The very best of the Ziniols" to antologia najlepszych szorciaków, ukazujących się w xerowanym pisemku "Zinio(l)". Jedna z takich krótkich historyjek pt. "Mocz w zupie" (Szcześniak D. i Wojda D. - scen.; Pałka M. - rys.), opowiada o Leszku, który zaczyna pracę w korporacji. gdzie wszyscy pracownicy bardzo się kochają.
Subskrybuj:
Posty (Atom)