PUCK
Miasteczko nad zatoką, od którego wzięła ona swoją nazwę.
W 1920 roku odbyły się tutaj zaślubiny Polski z morzem, na pamiątkę czego postawiono generałowi Hallerowi popiersie,
a tuż obok pomniczek-obrączkę upamiętniający to wydarzenie.
Warty uwagi jest gotycki kościół z XIII wieku.
ROZEWIE
Idąc wzdłuż wybrzeża w kierunku zachodnim, dojdziemy do przylądka Rozewie, uważany do niedawna za najdalej na północ wysuniętą cześć naszego kraju.
Przedtem jednak warto zboczyć do Lisiego Jaru, gdzie rośnie chroniony rokitnik.
Na wysokim klifie porośniętym wiekową buczyną, usytuowana jest charakterystyczna metalowa latarnia morska, w której umieszczono izbę pamięci Stefana Żeromskiego, przebywającego tutaj przez pewien okres.
JASTRZĘBIA GÓRA
Kawałek dalej znajduje się Jastrzębia Góra z kamienistą plażą.
Tutaj teraz znajduje się najbardziej północny ląd Polski czyli "Gwiazda Północy".
poniedziałek, 23 sierpnia 2010
niedziela, 22 sierpnia 2010
Ars Homo Erotica
Wystawa "Ars Homo Erotica" potrwa jeszcze dokładnie dwa tygodnie (do 5 września).
W ciepłe, sierpniowe popołudnie pojawiłem się przed szarym i ponurym gmaszyskiem Muzeum Narodowego.
To była moja pierwsza wizyta w tym przybytku.
Brud, syf, kiła i mogiła albo jakby rzekł mój znajomek - smutek i nostalgia...
Jeżeli najważniejsze muzeum w kraju, wygląda tak jak wygląda, to jaki to musi być naród?
Wystawa podzielona jest na kilka działów tematycznych: Czas walki, Homoerotyczny klasycyzm, Akt męski, Pary męskie, Ganimedes, Święty Sebastian, Imaginarium lesbijskie, Trangender/androgynia oraz Archiwum.
Gości wita fragment instalacji Davida Cernego "Entropa", przedstawiający stereotypowy (wg wizji artysty) wizerunek Polski.
Księża i zakonnice zatykający tęczową flagę w kartoflisko, w pozie żołnierzy na Ivo Jimie jest idealnym przedstawieniem polskiego zaścianka.
Po paradzie EuroPride, omijającej szerokim łukiem obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu, nabrała jeszcze ostrości i wyrazu ;)
Jest kilkoro artystów i prac, które wzbudzają zainteresowanie i zapadają w pamięć.
Tomasz Kawszyn - Love
Yasen Zgurovski - Milion Czerwonych Róż
Adam Adach - Niked
Zbysław Marek Maciejewski (& hds) - Autoportret z puttem (i Fafikiem)
Jednak spora część sprawia wrażenie wciśniętych na siłę lub potraktowanych lekceważąco.
Przykładowo w temacie "Akt męski", na dobrą sprawę rację bytu mają tylko współcześni artyści, bo XIX-wieczne studia męskiego ciała pasują tutaj jak pięść do nosa.
Dlaczego zatem w kąciku lesbijskim nie umieszczono aktów kobiecych robionych przez kobiety, skoro golizna męska malowana przez facetów, została uznana przez Leszkowicza jako kryptohomo???
Kilka prac absolutnie nie powinno ujrzeć światła dziennego, a tym bardziej być prezentowana w takim przybytku jakim jest Muzeum Narodowe!
Taki Mariusz Tarkawian i jego gryzmołki flamastrem na ścianie (nieudolna próba kopiowania Karola Radziszewskiego?) - koszmar...
a Tomek Kitliński załapał się pewnie dlatego, że jest partnerem kuratora.
Podobno jest to pierwsza tego typu wystawa w tej części Europy i właściwie tylko z tego powodu budzi zainteresowanie.
Po wyjściu, moje pierwsze pytanie brzmiało - O to było tyle szumu i krzyku!?
Czy warto pójść?
Pomimo tego, że starałem się powyżej kąsać po kostkach - WARTO, żeby się przekonać, że nie taki pedał straszny jak go kolorują.
W ciepłe, sierpniowe popołudnie pojawiłem się przed szarym i ponurym gmaszyskiem Muzeum Narodowego.
To była moja pierwsza wizyta w tym przybytku.
Brud, syf, kiła i mogiła albo jakby rzekł mój znajomek - smutek i nostalgia...
Jeżeli najważniejsze muzeum w kraju, wygląda tak jak wygląda, to jaki to musi być naród?
Wystawa podzielona jest na kilka działów tematycznych: Czas walki, Homoerotyczny klasycyzm, Akt męski, Pary męskie, Ganimedes, Święty Sebastian, Imaginarium lesbijskie, Trangender/androgynia oraz Archiwum.
Gości wita fragment instalacji Davida Cernego "Entropa", przedstawiający stereotypowy (wg wizji artysty) wizerunek Polski.
Księża i zakonnice zatykający tęczową flagę w kartoflisko, w pozie żołnierzy na Ivo Jimie jest idealnym przedstawieniem polskiego zaścianka.
Po paradzie EuroPride, omijającej szerokim łukiem obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu, nabrała jeszcze ostrości i wyrazu ;)
Jest kilkoro artystów i prac, które wzbudzają zainteresowanie i zapadają w pamięć.
Tomasz Kawszyn - Love
Yasen Zgurovski - Milion Czerwonych Róż
Adam Adach - Niked
Zbysław Marek Maciejewski (& hds) - Autoportret z puttem (i Fafikiem)
Jednak spora część sprawia wrażenie wciśniętych na siłę lub potraktowanych lekceważąco.
Przykładowo w temacie "Akt męski", na dobrą sprawę rację bytu mają tylko współcześni artyści, bo XIX-wieczne studia męskiego ciała pasują tutaj jak pięść do nosa.
Dlaczego zatem w kąciku lesbijskim nie umieszczono aktów kobiecych robionych przez kobiety, skoro golizna męska malowana przez facetów, została uznana przez Leszkowicza jako kryptohomo???
Kilka prac absolutnie nie powinno ujrzeć światła dziennego, a tym bardziej być prezentowana w takim przybytku jakim jest Muzeum Narodowe!
Taki Mariusz Tarkawian i jego gryzmołki flamastrem na ścianie (nieudolna próba kopiowania Karola Radziszewskiego?) - koszmar...
a Tomek Kitliński załapał się pewnie dlatego, że jest partnerem kuratora.
Podobno jest to pierwsza tego typu wystawa w tej części Europy i właściwie tylko z tego powodu budzi zainteresowanie.
Po wyjściu, moje pierwsze pytanie brzmiało - O to było tyle szumu i krzyku!?
Czy warto pójść?
Pomimo tego, że starałem się powyżej kąsać po kostkach - WARTO, żeby się przekonać, że nie taki pedał straszny jak go kolorują.
sobota, 21 sierpnia 2010
Fafik's travels 6 - Mierzeja Helska: Władysławowo
U nasady półwyspu jest Władysławowo - młode miasto, założone w latach 20-tych XX wieku.
To tutaj jeździ spora rzesza turystów, żeby na plaży poczuć się jak ryba... w puszce.
Tłok jest nieziemski, gdziekolwiek się znajdziemy!!!
Z racji swojego położenia jest świetnym punktem początkowym dla okolicznych wycieczek.
Linia autobusowa kursująca po półwyspie ma numer 666.
Zastanawiam się czy wybrano go z rozmysłem, biorąc pod uwagę co słowo hell znaczy w języku Szekspira?
Wysoka wieża ratusza oferuje wspaniałe widoki na miasto, morze, zatokę i półwysep.
W dużym porcie morskim możemy kupić świeżutką rybkę prosto z kutra, wybrać się na krótki rejs po okolicy lub pochodzić bez celu i podziwiać stateczki.
Na smażoną rybę najlepiej wybrać się do Smażalni u Golli, znajdującą się tuż przy plaży, na końcu miejskiego deptaka.
Jest to lokal prowadzony przez rodzinę i odkąd go odkryłem, obsługują tam bez przerwy te same osoby, wykonując niezmiennie te same funkcje.
Ryby są świeże, smaczne i szybko podane.
Knajpa jest godna polecenia, co też widać po frekwencji gości - ciężko znaleźć wolny stolik.
Raz na jakiś czas, w ramach pławienia się w luksusie, jeżdżę do hotelu Velaves.
Jest to dość kuriozalny hotel, gdyż na każdym kroku widać, że właściciel szyje tak jak może.
Z zewnątrz straszy sztucznymi palmami w nienaturalnym kolorze.
Śniadania nie są najlepsze, w menu bez przerwy czegoś nie ma, obsługa zmienia się w tempie ekspresowym.
Natomiast w jego podziemiach znajduje się bardzo milutkie SPA z profesjonalnymi, filipińskimi (?) masażystkami,
Jak mnie jedna ostatnio wydeptała to czułem się jak w siódmym niebie ;D
Do tego są dwa baseny (wewnętrzny i zewnętrzny), spory taras wypoczynkowy, przytulny kącik sauniano-jacuzzi, mini siłownia i kort do squash'a.
piątek, 20 sierpnia 2010
Fafik's travels 6 - Mierzeja Helska: Chałupy
Ostatnia miejscowość znajdująca się bezpośrednio na półwyspie to Chałupy.
Jest to idealne miejsce (jeżeli przyjechało się tutaj pociągiem) jako baza wypadowa w inne rejony. Największa zaleta polega na tym, że wszystkie pociągi jadące z Helu w Polskę są zawsze koszmarnie zatłoczone i tutaj jest ostatnia możliwość wejścia do pociągu i znalezienia wolnego siedzenia.
We Władysławowie często, gęsto wielu ludzi nie ma nawet szans żeby do wagonu wsiąść ;/
Z drugiej strony niewielka odległość od tego miasta powoduje, że w każdej chwili można sobie wyskoczyć tam za jakąkolwiek potrzebą.
Jest tutaj zatrzęsienie pól kempingowych, ciągnących się prawie do samego Władka. Upodobałem sobie Polaris, po części dlatego że nie jest tak zatłoczone. Z drugiej strony część terenu jest bardzo nisko położona i po większej ulewie można marnie skończyć. Nie jest aż tak strzeżone, więc przy odrobinie sprytu da się rozbić namiot na dziko.
Zabytków tu nie ma żadnych, natomiast ze względu na niewielką głębokość zatoki, Chałupy są doskonałym (znanym na całym świecie) miejscem do uprawiania wind i kitesufingu.
Zatem w kilku beach barach, imprezuje do białego rana cała masa surferów.
Jednak dla potomnych uwiecznił tą osadę Zbigniew Wodecki, śpiewając o paradujących tutaj golasach.
Jak dojść do naturystycznej plaży, dość zgrabnie wyjaśnił mój Pan pewnemu inwalidzie, na końcu tego tematu na forum NHP.
Na samej plaży, oprócz legalnego biegania na golasa, można lepić zamki z piasku i... bałwany... o takie oraz takie ;D
W przystani na skraju wsi jest niezła smażalnia i wędzarnia ryb.
Pod koniec lipca odbywają się tutaj regaty starych łodzi rybackich "Kaszubskie Łodzie pod Żaglami".
Pewnego razu udało mi się tu pstryknąć bardzo klimatyczną fotografię.
czwartek, 19 sierpnia 2010
O miłości i makaronach - krótka polemika
Na łamach "Gazety Wyborczej" Paweł T. Felis zamieścił recenzję filmu, który kilka dni później również pozwoliłem sobie ocenić.
Niestety tak źle napisanej recenzji już dawno nie czytałem, bo raczej jest to streszczenie, uzupełnione zwykłym czepianiem się.
Pan skryba zdradził czytelnikowi wszystko co się dało, więc po przeczytaniu tego, właściwie nie warto iść już do kina.
Recenzent zarzuca reżyserowi, że z jednej strony pokazuje wyidealizowany obraz współczesnych gejów (pięknych i pozbawionych kompleksów, świadomych swojej urody, dowcipnych i wyemancypowanych), który nieudolnie próbuje łączyć z tematem odrzucenia, homofobii, mieszczańskiej dulszczyzny, nazywając to karkołomnym połączeniem komedii bulwarowej z łzawą telenowelą.
Dla przypomnienia komedia (obojętnie jakiego rodzaju) to współczesny odpowiednik bajki, więc można taką recenzję odczytać jako kręcenie nosem na przykładowego "Kopciuszka", że ona jest piękna choć biedna jak mysz kościelna, natomiast on bogaty i na białym koniu, a puenta że skromność i wytrwałość to wielki skarb jest brutalnym gwałtem na inteligencji czytelnika.
Niestety tak źle napisanej recenzji już dawno nie czytałem, bo raczej jest to streszczenie, uzupełnione zwykłym czepianiem się.
Pan skryba zdradził czytelnikowi wszystko co się dało, więc po przeczytaniu tego, właściwie nie warto iść już do kina.
Recenzent zarzuca reżyserowi, że z jednej strony pokazuje wyidealizowany obraz współczesnych gejów (pięknych i pozbawionych kompleksów, świadomych swojej urody, dowcipnych i wyemancypowanych), który nieudolnie próbuje łączyć z tematem odrzucenia, homofobii, mieszczańskiej dulszczyzny, nazywając to karkołomnym połączeniem komedii bulwarowej z łzawą telenowelą.
Dla przypomnienia komedia (obojętnie jakiego rodzaju) to współczesny odpowiednik bajki, więc można taką recenzję odczytać jako kręcenie nosem na przykładowego "Kopciuszka", że ona jest piękna choć biedna jak mysz kościelna, natomiast on bogaty i na białym koniu, a puenta że skromność i wytrwałość to wielki skarb jest brutalnym gwałtem na inteligencji czytelnika.
Fafik's travels 6 - Mierzeja Helska: Kuźnica
Najmniej atrakcyjna pod względem turystycznym jest Kuźnica.
Jej kaszubska nazwa Kusfeld (Miejsce Pocałunku) opisuje symbolicznie fakt dotykania się morza ('całowania') z zatoką, ponieważ mierzeja jest tutaj najwęższa – ma tylko niespełna 200 metrów.
W związku z tym tory kolejowe są położone najbliżej brzegu morskiego na całym polskim Wybrzeżu (prawie że pociągi jeżdżą po plaży).
Do obejrzenia neogotycki kościół i port rybacki.
Mimo to, można wynaleźć tutaj kilka doskonałych plenerów fotograficznych.
środa, 18 sierpnia 2010
Les POP
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w ostatnim czasie, blogosfera i popkultura którą obserwuję jest KOBIETĄ, w dodatku o zapędach lesbijskich.
Zacznijmy od samego początku, czyli od wywiadu z Naczelną Lesbijką Komiksowej RP oraz żałosnego zawodzenia pewnej panny, która wyżaliła się na stronie tej pierwszej, że generalnie polski światek komiksowy to męskie, szowinistyczne świnie i nie dały rozkwitnąć kobiecemu talentowi, przez co nie wypłyną on na szersze wody szampanem, miodem i mlekiem płynące.
Teksty te podziałały na knurowisko jak trufle w lesie i wszelakie fora, strony i blogi rozchrumkały się niemiłosiernie, że to kłamstwa i totalna obłuda, a jako że jestem rasowym tucznikiem, całkowicie się zgadzam z tym zdaniem ;)
Tym bardziej, że laski są absolutnie zamknięte na wszelkiego rodzaju polemikę, a o konstruktywnej krytyce nie wspomnę.
Zatem tylko wczoraj ukazały się dwa artykuły pochylające się nad komiksową płcią piękną.
W Kolorowych Zeszytach, rednacz kg Szymon Holcman, ostro polemizuje ze zranionym dziewczątkiem, które tutaj w zgrabnych słowach wyjaśnia o co kaman w wyd(y)umanym dziele.
Natomiast Maciek Pałka udowadnia, że jednak nie jest komiksowy fandom tak świniomachobójczy jak go malują i jest w nim kobieca nisza.
Tymczasem po drugiej stronie tęczy, można obserwować symptomy emancypacji ;) lesbijek.
W jednym z najlepszych blogów jakie zdarza mi się czytać, a mianowicie "trzyczęściowym garniturze", współredagująca go Ewa popełniła taki artykulik, żeby po tygodniu dołożyć drugi.
W międzyczasie swoje trzy grosze dorzuca Wojtek, przy okazji zdradzając rąbek tajemnicy.
Przyznam się szczerze, że jak go odkryłem, to pierwsze skojarzenie jakie przyszło mi na myśl, łączyło się chorwacką kampanią społeczną "Ljubav je ljubav", bardzo ciepło przyjętą w tym uroczym kraju.
Wracając do wywołanej niewidzialności lesbijek w internecie jak i LGBTQorgach oraz wyrażonego wcześniej zdania E. i W., to nie sposób nie zgodzić z prezentowanym stanowiskiem.
Jednakże...
do napisania tego posta, gdzie dość luźno i mętnie podróżuję po różnych tematach (do końca nie wiem po co?) skłoniła mnie...
stacja muzyczna, którą akurat oglądałem na siłowni i jeden z wielu teledysków, a dokładniej nowiuśki utwór ATB.
Od razu skojarzyłem, że zupełnie niedawno Rihanna wypuściła filmik o podobnej tematyce,
a na kanałach muzycznych pływa też takie cudeńko.
Czyżby zatem zaczęła się ofensywa zakamuflowanej propagandy homomiłości, poprzez pokazywanie tu i tam pięknych kobiet w namiętnych pozach, bo taki przekaz jest wyjątkowo zjadliwy, dopóki nie wciska się społeczeństwu butchych mord czy cioterskich przegięć.
Fafik's travels 6 - Mierzeja Helska: Jastarnia
Kolejna miejscowość na naszej trasie to Jastarnia, która jest na tyle duża, że została podzielona na dwie "dzielnice" - Jastarnia Pucka (właściwe miasto) i Bór (letniska, kempingi).
Generalnie nie ma tutaj zbyt wiele atrakcji do zwiedzania.
Ot jakiś kościół, port, chata rybacka i inne pierdółki.
Dopiero dwa kilometry za miastem w kierunku Władysławowa, znajduje się Ośrodek Oporu Jastarnia, utworzony w celu obrony Helu od strony lądu.
Ścieżka dydaktyczna obejmuje cztery ciężkie schrony bojowe (Sęp, Saragossa, Sabała i Sokół), schron lekki i dwa w budowie oraz odtworzone przeszkody oraz fortyfikacje polowe.
Całość rewelacyjnie odrestaurowana.
Płatne jest tylko wejście do jednego ze schronów (super pomysł na bilety wstępu),
w którym ekspozycja funkcjonuje w myśl zasady "historii żywej" - można dotykać eksponaty, a fotografowanie jest obowiązkowe.
wtorek, 17 sierpnia 2010
Fafik's travels 6 - Mierzeja Helska: Jurata
Pierwszą miejscowością za Helem, po dość długiej przeprawie przez bór, usytuowany na wydmach jest Jurata, czyli słynny nadmorski kurort.
Zanim jednak dojedziemy do samej mieściny, po lewej stronie będziemy mijać długie ogrodzenie z drutem kolczastym i budkami strażniczymi - to jest oczywiście teren Letniej Rezydencji Prezydenta RP.
Dobrym miejscem do lansu jest niewielkie molo nad Zatoką Gdańską
oraz biegnący od niego deptak, ciągnący się aż na drugą stronę półwyspu, nad bałtycką plażę, przy której usytuowany jest hotel Bryza.
To tutaj laszczą się wszelkiego rodzaju VIPy i vipki.
Jak się odpowiednio zmyli ochronę lub po prostu jest się hotelowym gościem albo posiada śmieciarkę kasy, można rozłożyć się na wygodnych fotelach i szezlongach wprost na plaży
oraz zamówić orzeźwiające mojito wprost z pobliskiego exkusiv bar biczu ;)
Chwila relaksu w otoczeniu wylegujących się foczek i czas zbierać się w dalszą drogę, jeżeli chcemy dotrzeć przed zmrokiem na koniec półwyspu.
poniedziałek, 16 sierpnia 2010
Fafik's travels 6 - Mierzeja Helska: Hel
Lato jeszcze trwa w najlepsze, więc można jechać nad polskie morze.
Co prawda zazwyczaj zimne, choć po fali ostatnich upałów, pływało się w nim nadzwyczaj przyjemnie.
Nigdzie też nie ma takiego pięknego, miłego w dotyku, złocistego piasku.
Jeżeli już jadę nad Bałtyk, to na Półwysep Helski,
z prozaicznej przyczyny - mam w linii prostej najbliżej nad otwarte morze, a i dojazd prosty jak drut. Wsiadam w każdy pociąg w kierunku na Gdynię i po trzech godzinach, pluszczę się w słonych falach.
W ramach urozmaicenia, wysiadam w Gdańsku, idę pod hotel Hilton, wsiadam w tramwaj wodny
i po godzinie jestem w porcie miasteczka Hel, z charakterystycznym, cebulastym budynkiem kapitanatu.
Jest to urocza, rybacka miejscowość, w sam raz do zwiedzania w jedno popołudnie.
Tuż przy porcie znajduje się Muzeum Rybołówstwa Morskiego,
za siedzibę mające XV-wieczny kościół poewangelicki, z wieży którego rozpościera się panorama na Zatokę Pucką.
Kilkaset metrów dalej, idąc na prawo, wzdłuż miejskiej plaży,
dojdziemy do Fokarium (wstęp 2 złocisze), przed którym w sezonie turystycznym, ustawia się gigantyczna kolejka.
Wewnątrz, w trzech betonowych basenach pływają foki szare.
Przy głównej ulicy miasta - Wiejskiej (już od samej nazwy czuję się jak w domu), znajdują się stare chaty rybackie, zaadoptowane na potrzeby kawiarń, restauracji, minimuzeów czy galerii.
Dojdziemy nią do niegdyś wojskowego terenu z baterią dział, schronów, okopów i tuneli, stanowiącego część tzw. Rejonu Umocnionego Hel, który na początku II Wojny Światowej bronił się przed niemiecka nawałnicą aż do 2 października 1939 roku.
Szkoda, że liczne tunele nie są odnowione i jakoś chociażby oznakowane, z drugiej jednak strony, wędrówka po ciemnych, śmierdzących moczem korytarzach, wyzwala dreszczyk emocji ;)
Tuż niedaleko jest też ceglana, ośmioboczna latarnia morska, na którą jeśli ktoś ma jeszcze ochotę i siłę, również może się wdrapać.
Żeby naładować akumulatory i najeść się do syta, najlepiej odwiedzić "Maszoperię", znajdującą się przy wspomnianej ulicy, w kompleksie zabytkowych chatynek.
Kuchnia kaszubska jest dość uboga i w zasadzie upraszczając, ogranicza się do śledzia i flądry w różnych postaciach, jednakże w tej restauracji wybór ryb jest spory, a i zwyczajni mięsożercy znajdą też coś dla siebie.
Ja już od paru sezonów zajadam się tam łososiem z jabłkiem i winogronami.
NIEBO W PYSZCZKU!!!
Na deser można skoczyć tuż niedaleko do Cafe Domek, gdzie obsługa ubrana jest w tradycyjne, regionalne stroje.
Nasyceni opuszczamy Hel.
Do podróży po całym, 34 kilometrowym cyplu proponuję wybrać rower własny lub wypożyczony.
Zupełnie niedawno z unijnych pieniędzy wybudowano profesjonalną ścieżkę rowerową, ciągnącą się aż do Trójmiasta.
Wyjeżdżając z Helu, zahaczcie jeszcze o baterię Schleswig-Holstein, w której Niemcy zamontowali najpotężniejsze na świecie, lądowe działa.
Pozostałością po nich jest sześć imponujących żelbetonowych konstrukcji, a w jednym z tych budynków znajduje się m.in. galeria wojennych plakatów, wśród których wypatrzyłem taki kwiatek ;)
;-*
Subskrybuj:
Posty (Atom)