poniedziałek, 29 listopada 2010

Fafik's travels 9 - BET: Budapeszt


Po kilkudniowym pobycie w Wenecji czas udać się do ostatniego miejsca na trasie Big Euro Trip, którym jest Budapeszt.
Dzięki temu zatoczyliśmy symboliczną pętlę po dawnych posiadłościach cesarstwa Austro-Węgierskiego, zaczynając od stolicy (Wiednia), kończąc na "drugiej" stolicy.

Muszę przyznać, że podróż nocnym pociągiem z Włoch do Węgier, była pełna przygód.
Włosi mają strasznie popierdolony system sprzedaży biletów.
Nawet zamawiając tickety przez internet, trzeba je odebrać w automacie, z którego obsługą mają problemy nawet tubylcy. Do tego informacja podróżna ma generalnie wszystkich w dupie i najlepiej radź sobie sam turysto.
Skład pociągu należał do przewoźnika węgierskiego, także można w przedziale poczuć się jak u siebie na PKP ;)

W cenę biletu wliczono przedział z kabiną prysznicową ;D oraz śniadaniem ;)))

Po całonocnej podróży, wielokrotnie przerywanej kontrolą paszportową (naliczyłem bodajże 5), dojechaliśmy na dworzec pamiętający czasy Habsburgów.

Niedaleko mieliśmy hotel Zara, oddany do użytku trzy miesiące wcześniej.

Tutaj nastąpił maleńki zgrzyt, ponieważ Madziary próbowali wcisnąć Polaczkom pokój o standardzie niższym niż był wykupiony.
Po awanturze z kierownikiem zmiany postawiliśmy na swoim, a było o co walczyć, bo apartament z obszernym tarasem był bardzo luksusowy.
Z drugiej strony nie dziwię się obsłudze hotelowej że próbowali takiego przekrętu, gdy zobaczyli jakichś obwieszonych jak tylko się dało tobołkami ludków, a cała klientela to było jedno wielkie Ą, Ę przez bibułkę.

Samo miasto to olbrzymia secesja w klimacie wiedeńskim.
Idealne do zwiedzenia podczas jednej doby, z czego organizatorzy wycieczek doskonale zdają sobie sprawę, bo po mieście regularnie jeżdżą piętrowe autobusy HopOn-HopOff, wyposażone w elektronicznego przewodnika, którego można słuchać w kilkunastu językach przez słuchawki.
Poruszają się po tej samej trasie, zatrzymując się na szesnastu przystankach, na których można do woli wsiadać i wysiadać w przeciągu 24 godzin, zaliczając wszystkie najważniejsze atrakcje tego miasta.
Proponuję zacząć od wspinaczki na Górę Gellerta, zwieńczonej statuą Wolności,

z której roztacza się majestatyczna panorama miasta (wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO).
Na sąsiednim, niższym Wzgórzu Zamkowym odbudowano po całkowitych wojennych zniszczeniach

Zamek Królewski.

Można do niego dojechać zabytkową kolejką zębatą Siklo (podobną jak w Zagrzebiu).

Jej górna stacja znajduje się przy jednej z zamkowych bram, strzeżonej przez legendarnego Turula.
Na wspomnianym wzgórzu jest wiele innych zabytków.
Najbardziej malowniczym z nich jest neoromańska budowla z początków XX wieku, pełniąca rolę czysto dekoracyjną - Baszta Rybacka.

Na wprost Zamku, po drugiej stronie Dunaju, znajduje się Parlament.

Jego fasada wzorowana jest na londyńskiej budowli.

Stosunkowo niedaleko parlamentu usytuowana jest największa w Europie Synagoga,

z charakterystycznymi cebulowatymi wieżyczkami.

Najbardziej reprezentacyjną ulicą Budapesztu jest Aleja Andrassyego, przy której jest również sporo zabytkowych budowli i muzeów.
Zazwyczaj nie lubię zwiedzać takich przybytków, jednak jeden z nich jest wart uwagi.
Dom Terroru

to taki węgierski odpowiednik warszawskiego Muzeum Powstania Warszawskiego. Nowoczesne, multimedialne muzeum, bezpośrednio wciągające zwiedzającego w zapoznanie się z krwawą historią działalności węgierskich faszystów (Strzałokrzyżowców) i komunistów.
Niestety oprócz wewnętrznego dziedzińca z czołgiem i ścianą pomordowanych, nie można pstrykać tam zdjęć.

Aleja prowadzi do Placu Bohaterów z półkolistą 85-metrową kolumnadą, po której na rozpędzonym rydwanie pędzi Wojna naprzeciw statecznemu Pokojowi.

Za placem znajduje się miejsce wypoczynku mieszczan - Lasek Miejski z lodowiskiem, kąpieliskiem im. Szechenyiego,

wesołym miasteczkiem, cyrkiem i bajkowym Zamkiem Vajdahunyad, będącym tak jak Baszta Rybacka kosztowną dekoracją.

Na sam koniec proponuję przepłynąć się stateczkiem po Dunaju.

Oczywiście w ramach biletu HopOn-HopOff.

Powrót do Polski również pociągiem nocnym.
Tym razem przedział w lepszym standardzie.

Z całej podróży zostało nam około 9 euro i kilka tysięcy forintów, równowartość 3,50 złotego ;D

Koniec podróży.
Ufffffffffffffffffffffffffffffffff...

1 komentarz:

  1. oj Fafiku gdzie Ty to nie wlazles w tym Budapeszcie;-)
    szkoda ze tych hotelowych luksusów nie pokazales, ciekawy jestem jakie lozko bylo:-)

    OdpowiedzUsuń