środa, 8 grudnia 2010

Komiksowa dekada - 2002


Początek komiksowej, dwuletniej powodzi zalewającej księgarskie półki.
Mój skromny studencki portfel przestaje w zupełności ogarniać ilość dostępnego dobra.

Do Motopolu, czyli Twojego Komiksu dołączają kolejni wydawcy europejskiego komiksu środka.
Podsiedlik-Raniowski i S-ka do teraz cały czas myli mi się z tym pierwszym i nie rozróżniam, kto co wydał.
Gdyby nie legendarny, obrazkowy western „Blueberry” (bohaterem jest facio łudząco podobny do Belmondo) oraz Thorgal w spódnicy – „Aria”, nie byłoby sensu zawracać sobie głowy tym wydawcą.

Amber poszedł o krok dalej, wydając ten shit w wersji de lux (dobry papier, twarda oprawa, wykurwiona cena i zazwyczaj niski poziom artystyczny).
Wyjątkiem od reguły jest „Jeremiah”.
Na fali popularności filmowych „Gwiezdnych Wojen” do sklepów trafiają też komiksy z bohaterami tej serii.

Egmont również dodaje swoje gówniane trzy grosze i tutaj też zdarzają się perełki w postaci „Mureny” o starożytnym Rzymie, czy pełnego magii i humoru „Lanfeusta z Troy”.

Wydawnictwo Post na tym tle, wyjątkowo dobrze się prezentuje, dość szybko awansując do miana mojego ulubionego.
Publikuje bardzo mało, jednak wszystko ma znak jakości Q.
Wisienką na torcie jest smakowity, erotyczny „Klik” Milo Manary.

Jakby jeszcze tego było mało, ryneczek zachłystuje się komiksem zza oceanu.
Bryluje w tym Mandragora.
O dziwo prawie wszystko jest bardzo smakowite, a najbardziej kryminalne „100 naboi”, gdzie chyba najfajniejsze są kadrowanie i sposób prowadzenia „kamery”, futurystyczne „Transmetropolitan” z kontrowersyjnym dziennikarzem Pająkiem Jeruzalem oraz horror „Midnight Nation”.

Jednak jest to tylko Pan Pikuś przy takich pozycjach jak moja ulubiona seria „Sandman”, który rysunkowo jest strasznie nierówny, natomiast scenariuszowo absolutny majstersztyk,

czy „Kaznodzieja”, komiks drogi o poszukiwaniu Boga, celem spuszczenia mu łomotu ;)

Wydawany początkowo przez dwa wydawnictwa „Usagi Yojimbo” (Mandragora początkowe tomy, Egmont późniejsze) otwiera moją świadomość na fakt istnienia mangi, którą sama seria wcale nie jest ;)
Jakkolwiek durnie by to nie brzmiało, królik po samurajsku smakuje przez te wszystkie lata tak samo dobrze.

Z polskich komiksów można odnotować, że po raz drugi, debiutuje „Jeż Jerzy” (animowany film z jego przygodami wchodzi do kin w nadchodzącym roku), startuje ostatecznie nieskończona futurystyczna seria „Status 7”, a Zin Zin Press w kolaboracji z kulturą gniewu wydają skromne zeszyciki, na wysokim poziomie artystycznym: „Difenbach” oraz „Dr Bryan”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz