czwartek, 16 grudnia 2010
Komiksowa dekada - 2008
Z jednej strony to był najwspanialszy rok komiksowy, pod względem jakości i treści wydawanych albumów.
Jednakże z drugiej to, co prezentują rodzimi artyści nie przedstawia się najlepiej.
Owszem kontynuowane są takie serie jak – Wilq i Jeż Jerzy, ten drugi chyba zdobywa nagrodę komiksu roku.
Do zeszłorocznej mody na komiks historyczny, dołącza trend na komiksową promocję miast.
Zazwyczaj są to obrazkowe potworki, które powinny pozostać głęboko w szufladzie tfurcy.
Wyjątkiem jest serial o mieście, w którym mam nieprzyjemność pomieszkiwać ;D
„Zaczarowana Altana” – plastycznie cacuszko, scenariuszowo też nieźle, choć rymy przez cały album mogą zmęczyć, a najważniejsze że za darmo.
Niech reszta miast się uczy od Bydgoszczy, co znaczy słowo promocja.
Miejsce Postu w rankingu na ulubionego wydawcę zajmuje Kultura Gniewu, zresztą Szymon Holcman w jednym z wywiadów wspominał, że zaczął wydawać komiksy, które początkowo gdy nie bawił się we współkierowanie wydawnictwem polecał krakowiakom.
Takie albumy jak:
„5 to liczba doskonała” – mafijny staruszek wracający do gry;
„Sala prób” – młodzieńcze próby zespołowej działalności muzycznej;
„Berlin” – monumentalna historia u schyłku republiki weimarskiej;
„Trzy cienie” – alegoryczna bajka o nieuchronnej śmierci (cudeńko!);
„Przybysz” – fantastycznie wydany niemy album o trudach emigracji,
nie pozostawiają wątpliwości kto miesza smołę w kotłach polskiego piekiełka.
Słusznie zauważył Maciej w jednym z komentarzy do mojego posta, że KG idealnie dobiera format, papier, sposób, podejrzewam że również nakład, do każdego albumu osobno.
BRAWO!!!
W czołówce dyszy też Timof, porywając się z motyką na słońce, czyli monumentalne dzieło „From hell”.
Wielu ludzi przyjęło, że benedyktyńskie dochodzenie Moora, dotyczące tożsamości słynnego Kuby Rozpruwacza jest najbardziej prawdopodobne.
Przy okazji tego albumu spotkał mnie maleńki zawodzik ;) ze strony wydawcy.
Wydał on album w dwóch wersjach – zwykła i de luxe, oczywiście mam tą drugą (wiadomo nałóg), w której miało być full różnych dodatków.
Do tej pory części z nich nie ma ;(
Zasłanianie się wydawcy niekompetencją redaktora odpowiedzialnego za nie (po tylu latach) jest niepoważne.
Nie żebym jakoś szczególnie cierpiał z tego powodu, ale skoro płacę odpowiednio więcej, to odpowiednio więcej powinienem dostać ;)
Od Taurusa najlepszym albumikiem jest czarno-czerwony albumik z portugalii „Kobieta mego życia, kobieta moich snów”.
Pojawia się jeszcze jeden wydawca, który wyspecjalizował w komiksowej pornografii – Hella Komiks.
Najambitniejszym ich albumem jest kolejne wspólne dzieło Moebiusa i Jodorowsky’ego „Szalona z Sacre Coeur”.
Niestety nasz biedny ryneczek musi mieć bardzo małą pojemność, bo tak jak szybko powstały, tak szybko zwijają interes – Sutoris, Manzoku (choć rozpoczął świetną serię „Y”) oraz wspomniana Hella.
Egmont po gromkim nawoływaniu zeszytomaniaków, próbuje zagospodarować ten po raz kolejny opuszczony kawałek rynkowego tortu.
„Star Wars Komiks” jest na chwilę obecną strzałem w dziesiątkę, ponieważ za sprzedażą tej przyznajmy się szczerze średniej jakości rozrywki, stoi baaardzo silny fandom gwiezdnowojennych psycholi ;D
Bydgoszcz dołącza do grona festiwalowych organizatorów.
Bydgoskie Dni Komiksu są chyba jeszcze skromniejsze niż gdańska stołówkowa nasiadówka.
Do Empiku przychodzi kilkoro artystów związanych z tym miastem.
Są wśród nich m.in. Jacek Michalski, Andrzej Janicki,
czy Michał Śledziński.
Im dłużej w tym wszystkim siedzę, tym coraz bardziej lubię takie kameralne spotkania, a nie wielkie rozbuchane festiwale z ogromem atrakcji, gwiazd i wszelakiego dobra.
Na WSK Nikodem Cabała wymalowuje mechaniczną lalkę.
Natomiast z MFKi przywożę najbardziej zagadkowy rysunek z mojej kolekcji.
Mawil wyrysował mi taką scenkę:
Właściwie nie ma w niej nic dziwnego, ot zwykły szkolny autobus pełen dzieciaków.
Tak się składa, że jadąc na festiwal do Łodzi, część drogi odbywała się zastępczym środkiem komunikacji kolejowej. Z powodu remontu pewnego odcinka torowiska, jeździły tędy pełne ludzi autosany.
Stałem w jednym z nich na przednich schodach, gdzieś z tyłu jakaś dziewczyna jadła jabłko, po zjedzeniu którego zostałem przez nią poproszony o wrzucenie ogryzka do kosza stojącego przy mnie.
Do teraz zachodzę w głowę czy ten obrazek to jasnowidzący flashback Niemca, może Mawil jechał wtedy tym samym autokarem i mnie zapamiętał, a może zwykły zbieg okoliczności ;)
Sam festiwal jest wyjątkowo bogaty w obecność gwiazd światowego formatu: Manara, Liberatore, Moebius, Rosiński, do nich stoją gigantyczne kolejki,
a organizatorzy jak zwykle nie potrafią zapanować nad tym chaosem, jakby to była dla nich nowość.
Natomiast na mieście serwują dość oryginalne dania ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz