środa, 22 grudnia 2010

Komiksowa dekada - Puenta


Historyczna przebieżka
Sztuka komiksowa nie ma szczęścia do naszego kraju, chociaż jak spojrzeć na Świat, nie jest u nas tak najgorzej ;)
Za czasów komuny traktowany był jako produkt zgniłego zachodu.
Zwalczyć się go nie dało, tak jak Coca-Coli, zatem próbowano go wmontować w machinę propagandową (vide komiksy z Wydawnictwa Sport i Turystyka).
Swoją drogą przygody słynnego Kapitana Żbika, z racji zaporowych cen za archiwalia są mi praktycznie nieznane, tak jak treści legendarnego magazynu komiksowego PRL – „Relaxu”.
Fani z tego okresu, wychowywali się na Kajkach, Tytusach, Kleksach i innych Nerwosolkach.

Komiks funkcjonował gdzieś na obrzeżach kultury, celowo infantylizowany przez władzę, stąd po latach skutecznej indoktrynacji społeczeństwa, zawsze na twarzach moich rozmówców pojawia się uśmiech politowania, gdy „niebezpiecznie” zbaczam w rejony obrazkowych historii.
Nie płonę wtedy świętym ogniem oświecenia czy oburzenia, ponieważ po pierwsze każdy człowiek musi sam dojrzeć do pewnych kwestii, po drugie musi chcieć rozsmakować się w nich.
Zupełnie jak ze smakiem oliwek, kaparów czy trufli pachnących „starą szmatą” ;)

Wydawałoby się, że po roku ’89 komiks w Polsce wyjdzie z cienia innych sztuk, a stało się zupełnie odwrotnie.
Po chwilowym zachłyśnięciu się rynku, gdzie wydawać mógł każdy i niestety to robił (ilość potworków z tego okresu jest porażająca), nastąpiło załamanie.
Artyści udzielający się w czasach komuny przestali tworzyć, wyemigrowali, bądź odeszli w zaświaty, natomiast kolejne pokolenie twórców działało głównie w podziemiu, dla siebie, rodziny i znajomych królika, a przez całe lata dziewięćdziesiąte przez kioski przelewała się fala superbohaterów od TM-Semica, kształtując gusta kolejnej grupy czytelników.

Nastał kolejny wiek oraz nowe perspektywy dla komiksiarzy, którzy wreszcie zaczęli wychodzić ze swoich norek.
Powstało wiele wydawnictw, które starały się zagospodarować kawałeczek rynkowego tortu, a dla rodzimych rysowników, scenarzystów jak i kolejnego pokolenia fanów, kaganek oświaty zapalił Produkt Crew.
To właśnie ludzie z tego środowiska, z rednaczem na czele, nakreślili (w dużej mierze mimowolnie) standardy i gusta na nadchodzące dziesięciolecie, w którym sam zapłonąłem miłością do tego medium.

Jazda po wydawcach
Generalnie staram się nie ograniczać w niczym ;) tak też jest w przypadku komiksu.
Równie chętnie sięgam po mainstream, underground, powieści graficzne czy długie seriale.
Co prawda we wczorajszym Top 10 wyszło jednak, że jestem mocno ograniczony, ale zapewniam Was, że kolejna dziesiątka jest bardzo kolorowa i urozmaicona ;)

Jeżeli miałbym wskazać ulubionego wydawcę, to był nim krakowski Post, który niestety kompletnie zmarnował tkwiący w nim potencjał, zbudowany na publikowaniu ambitniejszych dzieł.
Mała ilość wydanych pozycji, ciągłe obsuwy premier, hibernacja rynkowa liczona w miesiącach, a czasem latach (sic!) powodują, że jest totalnie nieprzewidywalne.
Typowy przykład z ostatnich dni, gdy po kilku kolejnych miesiącach braku oznak życia, nagle wydawnictwo ogłasza kolejną premierę komiksu na luty przyszłego roku, czyli realnie będzie tak gdzieś w kwietniu ;)

Zatem obecnym faworytem jest moja komiksowa równolatka ;) Kultura Gniewu, która po wyewoluowaniu z jednogłowego w trzygłowego smoka, częściowo zajęła niszę krakowiaków.
W równym stopniu publikuje rodzimych twórców, Europejczyków oraz Amerykańców.
Każdy komiks traktowany jest indywidualnie i wydawniczo dopięty na ostatni guzik

Lubię również Timofa oraz Taurusa, choć nie wszystko od nich trafia w 100% w mój i tak obszerny gust.
Zdarza im się również wydawać komiksy w oprawie (okładka, papier), która niekoniecznie im służy (i wcale nie chodzi o cenę).

Muchę lubię za Astonishing X-men i Marvelsów, nienawidzę za literówki, twarde okładki prawie do wszystkiego oraz ceny z czapy.

Super że Ongrys przybliża czytelnikom rzeczy ze Świata Młodych, a Wydawnictwo Roberta Zręby orze współczesne polskie pole.
Natomiast BBTeam porządkuje dorobek przedwcześnie zmarłego Jerzego Wróblewskiego, przy którym miszcz Rosiński to Pan Pikuś ;)
Szkoda tylko, że robi to tak niemrawo ;>

Najbardziej żal mi upadku? (oficjalnej noty chyba nie było) Manzoku, które wydawało świetne serie, w przystępnej cenie, przy zachowaniu znakomitej jakości.
Zatem mocno kibicuję Albatrosowi, który co prawda zaczął wydawać jedną serię, ale bardzo mi to przypomina wcześniej wymienionego wydawcę.
Seria Dobry Komiks również pozostawiła po sobie pewien niedosyt.

Miałem trochę inne zdanie na temat Egmontu, jednak po analizie dokonanej dzięki tej pisaninie, wydawnictwo to odrobinę zyskało w moich oczach.
Nie kupuję bogatego chłamu okołodonaldowego, ale zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie dzięki temu mogę zaopatrywać się od nich inne rzeczy ;)
Jako największy gracz na Polskim rynku, ma spory wpływ na to jak on wygląda.
Są tacy, którzy twierdzą, że Egmont to samo zło i rynkowa psuja.
Prawdą jest, że przy takim zapleczu finansowym można by robić „więcej” i „lepiej”, a polityka wydawnicza redaktora Kołodziejczaka jest mocno zachowawcza.
Jednak przez te wszystkie lata, wydawnictwo stara się wprowadzać w życie coraz to nowe projekty.
Denerwować może głuchota redaktora na niektóre prośby i błagania fanów, choć czas pokazał, że kropla potrafi wydrążyć skałę (patrz Aldebaran, czy zeszytówki), z drugiej strony nie zawsze tłum ma rację, co do opłacalności inwestycji.
Jednak po Batmana mogliby sięgać częściej ;)
Czy wprowadzenie ekskluzywnych, niskonakładowych, integrali w ramach „Mistrzów Komiksu”, spowodowało jeszcze większą gettoizację środowiska?
Niekoniecznie.
To że polski komiks siedzi w getcie, a przeciętny Polak ma głęboko w dupie jego istnienie, wynika głównie z tego, że generalnie czytelnictwo (głównie papierowe) spada i spadać będzie, a komiks przez lata był postrzegany i traktowany jako kolorowa rozrywka dla dzieci i zinfantylizowanych dorosłych.
Zarzut że Egmont nie promuje polskich twórców, też jest lekko chybiony.
Jest Jeż Jerzy oraz Tymek i Mistrz od tych samych ludzi, są Rewolucje, Gail, czy Mikropolis, był Status 7, ale podobno sami twórcy olali sprawę, są wszyscy starzy wyjadacze (Baranowski, Chmielewski, Christa, Kasprzak, Pawel, Polch, Rosiński). Na początku działalności były też tematyczne antologie. Zdarzały się kuriozalne wpadki – W pustyni i w puszczy, Barbarzyńcy, czy ostatnio Miś Misza.

Okiem krytykanta
Siedzę w tym „szambie” już dziesięć lat, stojąc zawsze gdzieś z boczku i przyglądam się uważnie.
Pewnie są tacy którzy kojarzą dziwoląga, pojawiającego się na różnych festiwalach, głównie sterczącego w kolejkach po autografy ;)
Staram się również śledzić to, co się dzieje w Internecie, chociaż o Forum Gildii gdzie o komiksie dyskutuje się najwięcej, wiem że jest ;)

Komiks powoli przebija się do świadomości światłych Polaków, do moich znajomych na pewno ;)
Zdarzają się opiniotwórcze gazety (głównie tygodniki), które sporadycznie promują (recenzują) albumy.
W całym kraju odbywają się festiwale (coraz więcej i bardziej), warsztaty, wystawy komiksowe.
W skali światowej po komiksy zaczęli sięgać filmowcy, trzepiąc na ich adaptacjach (czasem udanych, czasem nie) kasiorę.
Bodajże na Ligaturze, przedstawiło się szerszej publiczności Polskie Stowarzyszenie Komiksowe.
Inicjatywa mająca na celu zrzeszanie ludzi zainteresowanych promocją kultury obrazkowej.
Anonimowe Zosie uznały ją za zrąb przyszłej, komiksowej struktury mafijnej wspierających swojaków, podobnie jak środowisko Awangardy, czy Produktu.
Fajna sprawa, tylko dlaczego po prawie roku działań, jej obecność w sieci ogranicza się do strony w trakcie budowy ;)

Jak w każdym środowisku, tak i tutaj zdarzają prawdziwe męskie przyjaźnie, które wydają plon, jak i animozje skutkujące pyskówkami o plecy konia, a może odwrotnie (plecy konia powodowały animozje).
Twórcy są różni, jedni tworzą do szuflady, inni tylko w necie, są tacy co skutecznie sprzedają się zagranicą, a inni rozmieniają się w agencjach reklamowych (za coś żyć trzeba) lub robią za artystyczne galerianki ;)
Wśród fanów również pełna różnorodność, część narzeka że ogólnie syf i degrengolada, bywają ludzie mocno wyspecjalizowani w dziedzinie, zdarzają się też groupies, szczególnie wśród kolejkowych staczy ;)
Generalnie środowisko jest tak małe, że raczej wszyscy starają się głaskać po główkach, a krytyka traktowana jest śmiertelnie poważnie i większość stara się tego nie robić (przynajmniej wprost).

Od kilku dni można w internecie głosować na Komiks Roku 2010.
Pięciu recenzentów wytypowało swoje dziesiątki, z których my możemy wybrać własne 10 albumów.
Brakuje tam kilku ;) komiksów wydanych w tym roku, a zupełnie z czapy wydaje mi się wybranie komiksów anglojęzycznych, tłumacząc że można przecież zasugerować się tą listą do kupna tychże.
Jeżeli ktoś chce się bawić w głosowanie, to przy okazji może jeszcze kliknąć na Film, Album (muzyczny) i Grę.

Wróżenie z fusów
Wiele wskazuje na to, że nie będzie różowo.

Wydawcy skarżą się na złodziejskiego dystrybutora, u którego i tak nikt normalny nie kupuje, bo można taniej, ale zawsze można sobie pooglądać na darmoszkę, a czasem skusi się na zakup jakiś przechodzień.

Podobno też mocno szkodzi internetowe piractwo.
Znawcy i zainteresowani twierdzą, że to istna plaga egipska.
Ze swojej strony pragnę podkreślić, że nigdy nie uczestniczyłem w tym niecnym procederze. Przynajmniej jeśli chodzi o komiks i film, bo muzycznie zdarzało mi się ściągnąć kilka singli, dopóki nie zawirusowałem sobie komputera.
Od roku jestem absolutnie, całkowicie czysty od wszelakiego piractwa.

W ostatnim kwartale wydawcy ostro zacisnęli publikacyjnego pasa (nie licząc MFKi), a na pierwszy kwartał 2011 zapowiadają jeszcze ostrzejsze cięcia, tłumacząc się słabą koniunkturą, kryzysem finansowym, a także wchodzącą 5 procentową stawką VAT na książki i prasę.

Jednak zawsze należy szukać pozytywów.
Osobiści widzę spory potencjał w dystrybucji bezpośredniej (artysta-czytelnik), takiej jaką zajął się Tadeusz Baranowski.
Wydaje mi się, że jest pewna grupa odbiorców, którzy bez mrugnięcia okiem, dadzą się wydoić oryginalnymi planszami, grafikami na zamówienie i mikroskopijnymi nakładami, byleby zaspokoić chorobliwy nałóg.
Z drugiej strony wydawcy kilka razy więcej zastanowią się nad sensownością wydania jakiegoś albumu, a sami artyści znowu zaczną się bardziej starać, bo ostatnio przynajmniej jak dla mnie, publikuje się przeciętność, nad którą z braku laku później pieje się w recenzenckich zachwytach ;)

Prawdopodobnie malusieńskie środowisko jeszcze bardziej zacznie się kisić w swoim sosie i klepać po pupciach.

Gdy komiksy zdrożeją, znikną z półek, wracając do branżowych sklepików, zwykłe szaraczki nawet nie będą zdawały sobie sprawy jakie dobro jest na wyciągnięcie ręki ;)

Cóż…
Będę się wtedy kreował na jeszcze bardziej Oświeconego, niosącego kaganek komiksowej oświaty ;D
Natomiast nałóg będę zaspokajał na Allegro.
Jeszcze tyle mam do nadrobienia ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz